Potęga działania
Któż z nas katolików, nie słyszał nigdy słów Jezusa, wypowiedzianych do swoich uczniów:
„Czuwajcie i módlcie się, abyście nie ulegli pokusie; duch wprawdzie ochoczy, ale ciało słabe” (Mt 26, 41)
Wróciły one do mnie z siła huraganu, gdy wracałem z Krakowa. Przejeżdżając obok największego w tym mieście pola określanego jako Błonia krakowskie, zauważyłem sporo osób, które z różnych powodów uprawiały biegi. Podziw mieszał się u mnie ze współczuciem. I w tej samej chwili uświadomiłem sobie, że gdybym biegał za każdym razem, gdy przyszła mi na to ochota, to miałbym na koncie zaliczonych już kilka maratonów.
Smutna to prawda o słomianym zapale. Już nawet nie pamiętam kiedy i gdzie zatraciłem w sobie tę dzikość i pasję życia. W sumie dotyczy to także innych sfer i funkcji życiowych. Od biedy można tłumaczyć to słusznym już wiekiem, ale brzmi to równie wiarygodnie, jak tłumaczenia pewnego byłego już ministra z posiadania luksusowego zegarka. Całą argumentację psują mi moi znajomi, którzy biegają, skaczą, pływają, jeżdżą i wspinają się choć według metryki mają tyle samo lub więcej wiosen niż ja.
Bądźmy szczerzy, to moja decyzja i to ja odpowiadam za jej skutki. Jestem jak statek, który zawinął do portu i nie kwapi się, by wyruszyć w dalszy rejs. Tu mi dobrze. Nie trzeba się męczyć, afiszować i angażować. Ale czy o to chodzi by żyć tak, aby nie zostawić po sobie żadnego śladu?
Ludzie, którzy mnie fascynują, żyli na pełnych obrotach. Święci – bo ich mam na myśli – dali nam wspaniały przykład, jak żyć z pasją. Nawet pozbawieni środków czy przykuci do łóżka, potrafili czynić wiele zamieszania i zarażać entuzjazmem innych. Ktoś powie, że to zły przykład, bo nie każdy potrafi być tak radykalny. Racja. Jednak fakt, że nie każdy jest olimpijczykiem, nie przeszkadza milionom ludzi na świecie w uprawianiu sportu.
Stańmy w prawdzie, lenistwo duchowe i fizyczne jest powodem smutku i przygnębienia, co w rezultacie odbiera nam wolę życia i pragnienie zmian. Warto uzmysłowić sobie, ile moglibyśmy osiągnąć, gdybyśmy posłuchali dobrych podszeptów w naszych sercach. Początki bywają trudne. Ale cięższe jest bycie konsekwentnym, niż rozpoczynanie od nowa. To co nowe daje sporego „kopa” niczym łyk zimnej wody w upalny dzień. Woda zawsze smakuje tak samo, ale tylko w wyjątkowych sytuacjach zwracamy uwagę na jej ożywcze właściwości.
Dziesiątki, a może nawet setki razy rozpoczynałem od nowa moją drogę wiary. Jednak łapię się, że brak mi wytrwałości i konsekwencji w podejmowaniu decyzji. Ufam jednak, że dzięki łasce Bożej spełnią się w moim przypadku słowa św. Pawła:
„W dobrych zawodach wystąpiłem, bieg ukończyłem, wiary ustrzegłem”(2 Tm 4,7)
Trzeba wielkiej determinacji w walce ze swoimi słabościami, lenistwem i grzechem. Jak wielkiej? Objawienie poucza:
„Jeszcze nie opieraliście się aż do przelewu krwi, walcząc przeciw grzechowi” (Hbr 12, 4)
Zatem trzeba wielkiej woli walki i wytrwałości, by oprzeć się podszeptom złego.
„Nie toczymy bowiem walki przeciw krwi i ciału, lecz przeciw Zwierzchnościom, przeciw Władzom, przeciw rządcom świata tych ciemności, przeciw pierwiastkom duchowym zła na wyżynach niebieskich. Dlatego weźcie na siebie pełną zbroję Bożą, abyście w dzień zły zdołali się przeciwstawić i ostać, zwalczywszy wszystko” (Ef 6, 12-13)