Czy to cud?

03 lutego 2023

Któż nie chciałby być świadkiem cudu? Oczywiście najczęściej kojarzymy cud z jakimś spektakularnym zjawiskiem, jak wskrzeszenie zmarłego lub uzdrowienie kogoś z nieuleczalnej choroby. W takim rozumieniu, to nigdy nie doświadczyłem cudu. Jednak czy w innej formie ich nie doświadczyłem… Ktoś, kiedyś sklecił pewne trafne powiedzenie, że „przypadek, to jedno z imion Boga”. Ileż to razy opisując jakieś doświadczenie użyłem określenia: „PRZYPADKIEM”? Zapewne każdy mógłby wskazać na pewne zdarzenia, które odebrał jako coś niesamowitego, wręcz nierealnego. W swoim życiu takich wydarzeń mógłbym wskazać całkiem sporo. Czy można zaliczyć je do cudu, czy nie, nie ma dla mnie większego znaczenia. Jednak zawsze staram się doświadczając czegoś takiego, dziękować Bogu, bo kto wie, czy czasem On jakoś nie pociągał za sznurki?

Jakiś czas temu byłem świadkiem ciekawego wydarzenia. Jeździłem tramwajem na jednej z linii w Zabrzu, której trasa kończy się koło dawnej kopalni „Makoszowy”. Dzień mijał w miarę spokojnie. Najważniejsze, że na linii nic się nie działo i wszystko chodziło jak w zegarku… do czasu.

Nim jednak opowiem o owym cudzie, muszę wyjaśnić pewną sprawę. W mojej nowej pracy są elementy, które mnie denerwują. Oprócz różnych awarii, nie lubię się spóźniać i sprzedawać biletów. I ten ostatni przypadek tego dnia miał decydujące znaczenie. Generalnie rzadko sprzedajemy bilety, bo albo ktoś ma już zakupione, albo korzysta ze specjalnych kart lub odpala odpowiednią aplikację w telefonie. Z reguły mam przy sobie kilka biletów normalnych i ulgowych. Jednak ze sprzedażą nie ma szału. Czasami ktoś kupi jeden czy dwa w przeciągu miesiąca. Nie jest to towar, o który ludzie by się zabijali. Ale wróćmy do naszej historii…

Na trzy przystanki przed końcem trasy w drzwi kabiny zastukała pewna starsza pani, która wyraziła chęć zakupienia biletu. Nie było mi to w smak, bo to zawsze się wiąże z opóźnieniem, ale skoro leży to w zakresie moich obowiązków, to trzeba to robić. Oczywiście czynność tę można wykonywać tylko podczas postoju tramwaju na przystankach. Uwinąłem się w kilka minut i ruszyłem w dalszą trasę. System wykazywał dwuminutowe opóźnienie. To nie jest tragedia, więc z dobrym nastawieniem mknąłem czerwonym tramwajem. Po wjechaniu w dość zadrzewiony teren zobaczyłem samochód zaparkowany na wysokości przystanku z włączonymi światłami awaryjnymi. Pomyślałem, że może ktoś jedzie z dzieckiem i musiał zatrzymać się z powodu jakiejś wyższej potrzeby. Auto stało przodem do mnie, więc dopiero gdy się z nim zrównałem zrozumiałem dlaczego stał w tym miejscu. Cały tył był roztrzaskany. Okazało się kilkadziesiąt metrów przede mną, złamało się drzewo, które opadło na sieć trakcyjną, torowisko i jeden pas ulicy, uderzając w to auto, z którego wyszedł roztrzęsiony młody człowiek. Udało mi się zatrzymać na tyle szybko, że nie uszkodziłem tramwaju i wyszedłem zapytać czy coś się stało kierowcy lub jego pasażerom. Szczęśliwie jechał sam, a drzewo spadło na tył wozu, dzięki czemu nie odniósł żadnych obrażeń. Powiadomiłem moich zwierzchników o zaistniałej sytuacji i bardzo szybko na miejscu pojawiły się odpowiednie służby jak Straż Pożarna, Policja i specjaliści od sieci tramwajowej.

Przez jakiś czas obserwowałem jak strażacy udrażniali drogę i torowisko. Pogadałem też z kierowcą, który doszedł do siebie po pierwszym szoku. Początkowo czuł złość i gorycz, bo to nowe auto z nowymi dodatkami, ale z każdą chwilą się rozluźniał i zrozumiał, że tylko ułamki sekund dzieliły go od poważnych obrażeń, a może i śmierci. Uzmysłowiłem sobie, że gdybym jechał tramwajem w tym miejscu i czasie, to owo drzewo, najpierw spadłoby na mój tramwaj, a może nawet moją kabinę. Pomyślałem: „Rany, gdybym był w tym miejscu minutę lub dwie wcześniej…” i nagle stanęła mi przed oczami owa pani kupująca bilet. Nie pamiętam jej twarzy, ale chętnie bym jej podziękował. Oczywiście mogę to zrobić, poprzez modlitwę w jej intencji i wszystkich jej bliskich, co też uczyniłem. Ale warto w tym miejscu postawić sobie pytanie, czy był to cud? Czy Bóg chciał mi coś przez to wydarzenie powiedzieć? Ktoś niewierzący powie, że był to swoisty szczęśliwy zbieg różnych okoliczności. Mają do tego prawo, bo każdy może wierzyć w co zechce. Ich wiara w przypadki lub zbiegi okoliczności, doprowadziła wielu do tego, że zbiegli z kościołów. Nie mówię, że to BYŁ cud. To mógł BYĆ cud. Najważniejsze w tej historii jest to, że cokolwiek wtedy się tam wydarzyło na pewno zbliżyło mnie do Boga i za to niech Mu będą dzięki.