Wybór, ale jaki?
Smutne, ale w najbliższych wyborach nie ma na kogo zagłosować. Nie chodzi o to, że nie wiem. Nie idzie też o to, że mam trudny wybór, bo jest za duży. Nie. Jako katolik, nie mam wyboru i to jest smutne. Ktoś, kiedyś powiedział, że ma dosyć wybierania mniejszego zła, bo w końcu chce wybrać większe dobro. Tylko problem polega na tym, że kolejny raz pozostaje mniejsze zło.
Fajnie się mówi niektórym dostojnikom kościelnym, by wybierać katolików. Ale gdzie ich znaleźć? Ilu wśród mnogości kandydatów, katolików? Hasła o ojczyźnie, wartościach, tradycji, solidarności i wiele innych, to tylko hasła, które w zetknięciu z nagraniami dostojników Koalicji Obywatelskiej czy Konfederacji brzmią niedorzecznie. Gdy weźmie się taki PSL, który wchodził w koalicje z każdym z lewa i prawa, to trudno wierzyć, że mają jakiś program, poza stołkami dla swoich. No i PiS, który na konwencjach odmienia chrześcijaństwo na wszystkie przypadki, a w rzeczywistości podtrzymuje pozostałości po komunistach, jak zabijanie dzieci nienarodzonych. O tych typowych lewakach nie wspominam, bo uważam ich istnienie w kraju niszczonym i okupowanym (za ich zgodą) przez Sowietów, za potwarz i hańbę.
Wiem, że nie jestem w tym sam. Wielu moich znajomych ma podobne dylematy. Szkoda, że katolicy są zbyt pasywni w życiu publicznym. No i pytanie ilu wśród katolików, jest katolików? Bo jak wyjaśnić fenomen, że większość Polaków, potwierdza swoją przynależność do Kościoła Katolickiego, idzie w niedzielę wyborczą na Mszę Świętą, a następnie głosuje na lewicę. Tego zrozumieć się nie da. To jakby swoisty masochizm polityczny. Jako naród jesteśmy nieprzewidywalni, ale widocznie tak musi być.
Nie wiem czy to przypadek, ale nawet fragment Psalmu z Liturgii Godzin obnaża intencje wielu kandydatów:
„Odrzucasz wszystkich, którzy odchodzą od Twych przykazań, bo zamiary ich są kłamliwe”(Ps 119,188)