WB i miłość

15 września 2023

Czasami u kogoś pasja rywalizuje z powołaniem, a u innych powołanie z pasją. Najlepiej próbować to połączyć, ale ilu z nas ma taki luksus? Wspomniałem już wielokrotnie (w dawnym blogu), że moją pasją jest fotografia i to bardzo szeroko rozumiana, poczynając od historii, poprzez oglądanie zdjęć innych, a na ich osobistym wykonywaniu kończąc. Jednak najciekawsze w tym wszystkim jest to, że pasja może nam rzucić nowe światło, na sprawy fundamentalne dla naszego życia.

Weźmy sobie jako przykład termin fotograficzny: balans bieli (WB, od ang. white balance). Chodzi o to, że światło nie jest białe, ale składa się z wielu barw. Aparat może się łatwo „pomylić” i w efekcie otrzymamy zdjęcie z dominującym kolorem np. niebieskim lub żółtym. Mogli się o tym przekonać ci, którzy próbowali zrobić zdjęcie w jakimś pomieszczeniu, które było oświetlone jednocześnie światłem dziennym i żarowym np. z żarówki zamocowanej pod sufitem lub na ścianie. By pomóc procesorowi w aparacie cyfrowym, uporać się z tym problemem, należy posłużyć się szarym wzornikiem, albo specjalnym „dekielkiem” na obiektyw lub najzwyklejszą białą kartką. Można chyba powiedzieć, że jeśli na zdjęciu próbnym kartka rzeczywiście jest biała, to wszystko inne też będzie miało naturalną barwę. Poniżej możecie zobaczyć dwa zdjęcia, w tym jedno (górne) ze złym pomiarem balansu bieli. Dolne przestawia barwy takimi, jakimi zarejestrowało je moje oko.

A jak ów balans bieli ma się do wspomnianej w tytule miłości? Czymś, co łączy chyba wszystkich ludzi, niezależnie od koloru oczu, skóry, preferencji politycznych, upodobań muzycznych czy czasów w jakich przyszło im żyć, jest pragnienie kochania i bycia kochanym. Jest to tak naturalne, jak oddychanie. Skoro wszyscy o tym mówią, a mimo to różnią się w postrzeganiu i definiowaniu miłości, to ktoś mówi prawdę, podczas gdy inni kłamią. Oczywiście kłamstwo można głosić w dobrej wierze, ale nawet to nie zmieni fałszu w prawdę.

Zatem jeśli jedni głoszą, że miłość jest wieczna, a inni twierdzą, że jest czymś ulotnym, to prawda musi być po jednej ze stron. Jeśli jedni bronią nierozerwalności sakramentalnego małżeństwa, a drudzy dopuszczają rozwody, to ktoś kłamie. Jeśli jeden lekarz wpatrując się w ekran monitora aparatu USG, widzi człowieka, a drugi zbiór jakichś komórek, to któryś mija się z prawdą. Jeśli Kościół nawołuje do czystości, a inni do rozwiązłości, to ktoś nas oszukuje. Jestem przekonany, że tylko katolickie spojrzenie, ukazuje nam miłość w odpowiedniej barwie. Skąd moja pewność? Czerpię ją z dwu źródeł:

  1. Z wiary Chrystusowi. Nie tyle z wiary w Boga, co raczej wiary Bogu i temu, co nadal głosi (choć i tu próbują niektórzy mieszać) i czego (jeszcze) broni Kościół katolicki.
  2. Z doświadczenia i obserwacji świata.

Niestety nie mam już żadnych wątpliwości, jakie wizje miłości lansuje współczesny człowiek, poprzez ustawodawstwa, media, kulturę, sztukę, wzorce i modele postępowania. I nie ma to nic wspólnego z czystością, o której mówi Bóg. Ludzie zarażeni owym duchem „nowoczesności i postępu” zarzucają nam, że demonizujemy sferę intymną człowieka. Jednak po głębszym zastanowieniu widać, że to nie my demonizujemy, co raczej oni gloryfikują i absolutyzują. Kto się myli? Tragedie rozbitych rodzin, niechcianych ciąż, przy jednoczesnym nachalnym propagowaniu wszelkich środków przed, w trakcie i po, czy w końcu niemy krzyk pięćdziesięciu milionów (a to tylko oficjalne dane) istot ludzkich, zabijanych rocznie na świecie w łonach matek, w imię miłości rozumianej w innych barwach niż widzi to Bóg, uświadamia mi, że nie czyni nas to lepszymi ludźmi, a to znaczy, że wizja tej miłości musi być zakłamana. Oby miłosierny Bóg zmiłował się nad nami, za głoszenie nieprawdy o miłości, a nawet za bierność nas ludzi wierzących. Trzeba nawoływać, głosić i wychowywać do czystości. Do czystości u młodzieży, do czystości w narzeczeństwie, małżeństwie, a nawet w samotności podjętej dla i z miłości do Boga i Kościoła. Trzeba nam być czystymi, czyli żyjącymi w zgodzie z wolą Boga i naszym powołaniem. Jeśli na straży naszych pragnień i dążeń, postawimy Jezusa Chrystusa, będzie nam na pewno łatwiej, wytrwać w naszych zobowiązaniach – czego wam i sobie życzę!