To sobie mignąłem
Miałem o tym nie wspominać, ale po tym, co dziś usłyszałem, muszę się tym podzielić. Przyznaję, że trochę się za siebie zabrałem. Podczas ostatnich wakacji w wyniku pochopnego zakładu z dwoma kolegami z pracy, postanowiłem zrzucić parę… dziesiąt kilogramów. W tym celu zapisałem się na siłownię i bardzo mi to przypadło do gustu. Atmosfera świetna, życzliwi ludzie, zapach potu, dźwięk uderzającej o siebie stali, cóż więcej potrzeba facetowi. Niestety pojawił się jakiś podejrzany ból i za radą nauczyciela wychowania fizycznego i trenera siatkówki w jednej osobie, musiałem na jakiś czas zawiesić moje siłowania.
Jednak raz rozbudzony organizm, nie wolno ponownie uśpić. Już następnego dnia wskoczyłem na rower i pojechałem do pracy. Okazało się, że w tym samym czasie, widziała mnie nasza dobra znajoma Sabina, która odprowadzała córkę do przedszkola. Spotkała się tam z moją cudowną małżonką i zapytała, czy to ja tak jej MIGNĄŁEM przed oczami na rowerze. Proszę zwrócić uwagę na słowo jakiego użyła. MIGNĄŁEM. Mogła przecież powiedzieć, że przetoczyłem się obok niej lub najzwyczajniej przejechałem. Ale nie. Ona użyła słowa MIGNĄŁEM!
Sprawdziłem w internetowym „Słowniku Języka Polskiego”. Oto co, można tam wyczytać: „Mignąć 1. pojawić się na chwilę w polu widzenia, odcinając się wyraźnie (np. świecąc); poruszyć czymś bardzo szybko; 2. zaświecić bardzo krótko przerywanym światłem”. Czyż trzeba coś dodać? Naturalnie Sabina, będąc osobą przedsiębiorczą i bardzo inteligentną zna znaczenie owego słowa i użyła go w sposób prawidłowy. Zatem można uznać, że wracam do formy i już nie jadę, ale śmigam na rowerze. I to był pozytywny akcent tego dnia.
A co do wspomnianego zakładu, to przegrałem i zająłem miejsce pierwszego przegranego, czyli byłem drugi. Jeszcze im pokażę…