To ci kaznodzieja
Sny rządzą się swoimi prawami i tylko jacyś medycy lub specy od kognitywistyki będą tłumaczyli co i jak. Bywają sny koszmarne, pełne zmysłowości, wesołe, a nawet sensacyjne. Osobiście nie pamiętam moich snów lub zdarza się to bardzo rzadko. Miewałem takie, że byłem wdzięczny za przebudzenie, a pamiętam i takie, z których ktoś lub coś mnie wybudziło i nigdy nie poznałem dalszej części ciekawej historii. Nawet Bóg posługiwał się czasami snem, by przemówić do konkretnego człowieka (por. Mt 1, 19-21). Mam taką zasadę, że ilekroć przyśni mi się ktoś konkretny, zawsze modlę się za tę osobę. I to chyba na tyle w temacie interpretacji przez mnie snów.
Jednak dziś mój bardzo dobry znajomy zaskoczył mnie stwierdzając, że to ja mu się przyśniłem. Właściwie nie opisał mi całego snu, ale powiedział, że odegrałem z nim znaczącą rolę. Otóż przyśnił mu się nowy kościół w Szombierkach, pięknie przystrojony i cudnie oświetlony, a ja byłem w nim… kaznodzieją. Co najgorsze nie duchownym, ale świeckim. Ponoć mówiłem wspaniale i na tyle interesująco, że ludzie słuchali mnie w pozycji oznaczającej zainteresowanie. Gdy zapytałem mojego rozmówcę jak wygląda owa pozycja, dowiedziałem się, że wszyscy mieli głowy przechylone w bok, co ponoć oznacza zaciekawienie lub coś takiego. Pojawił się również wątek nieco bardziej pikantny. Mianowicie, na zakończenie mojego kazania, wzniosłem ze wszystkim zgromadzonymi toast. Totalny odjazd.
I jak rozumieć ów sen? Osobiście jestem przeciwnikiem zbędnego wtrącania się świeckich w liturgię, a jako ministrant i lektor nie pociągałem wina mszalnego, a już na pewno nie zaliczam się do dobrych mówców. Moi uczniowie mogą to potwierdzić. A już na pewno nie należę do osób, które szczególnie lubią imprezowanie i wznoszenie toastów. W tych rolach na pewno lepiej wypadł by „posiadacz” omawianego snu. Jedyne, co mnie ciekawi, to treść mojego kazania. Nie zdarzyło mi się skupić uwagi moich uczniów dłużej niż do końca listy obecności, a tu proszę, porywam tłumy. Dobre…
Nie ważne jak było, ważne, że sen to zdrowie, a zatem: NA ZDROWIE!