Święto operatora KAMKAMU

25 listopada 2022

Każdy rodzic dobrze wie, że dzieci mają swoje nazwy na wiele rzeczy. Weźmy chociażby moją córkę, która gdy tylko podjęła próbę komunikacji ze światem dorosłych, na widok każdego tramwaju wołała z zachwytem: KAMKAM. Dlaczego? A kto ją tam wie, tak było i już. Z jakiego powodu o tym piszę? Ponieważ dziś przypada wspomnienie św. Katarzyny, patronki m.in. motorniczych, a tak się składa, że od 5 lipca pracuję w tym zawodzie. To nie tak, że zawsze marzyłem o takiej pracy, że rodzice rysowali mi kredą szyny na chodniku bym trafił do szkoły lub wkradał się pod osłoną nocy do zajezdni by móc chociaż dotknąć tramwaju. Przyznaję, że w ciągu tych kilku miesięcy poznałem i takie osoby. Są tu nawet całe małżeństwa, a nawet ich dzieci pracują w tej branży. Generalnie, nie jest to praca moich marzeń, bo taką miałem przez ponad dwadzieścia lat, ale jedno to być przekonanym o tym, że nadaje się do pracy w szkole, a drugie, to rzeczywiste umiejętności. Młodzież mnie odrzuciła i nie chciała mieć ze mną katechezy, zatem z konieczności należało poszukać czegoś innego, ale stałego, co z moją metryką jest czymś ważnym. Mój przyjaciel pracuje jako motorniczy i wiedziałem z obserwacji, że wbrew obiegowej opinii, że to tylko wygodne siedzenie w kabinie i kierowanie tramwajem, jak bardzo to wyczerpujące zajęcie. Jednak miło jest dzielić los z przyjacielem i wzajemnie się wspierać. Zatem zostałem przyjęty na stanowisku motorniczego.

Czy się do tego nadaję? Bo ja wiem… Zdałem egzamin i jeżdżę. Na razie denerwuję się ogromną odpowiedzialności, bo jak to mówili mi na kursie: tramwaju nikt nie widzi, ani kierowcy, ani rowerzyści, a nawet piesi. A jak już zobaczą, to wydaje im się, że tramwaj może zatrzymać się w miejscu. Tu pasuje powiedzenie, że punkt widzenia zmienia się z miejscem siedzenia. Dopiero z perspektywy kabiny daje się odczuć wagę samego tramwaju, specyficzny zakres widzenia otoczenia czy wpływ warunków atmosferycznych na prowadzenie tej kilkunastotonowej maszyny. Wierzę, że do minusów z czasem przywyknę, a i plusy zacznę dostrzegać. Mimo krótkiego okresu zatrudnienia widzę niewątpliwe pozytywy. Pierwszym to ludzie. Przyjęli mnie bardzo serdecznie. Bardzo chętnie odpowiadają na moje liczne pytania, a proszę mi wierzyć, że mam ich wiele. Mimo to cierpliwie mi wszystko tłumaczą, a w trudnościach pomagają. Innym pozytywem jest możliwość podziwiania pięknych widoków. Fakt, że siedzę na jednym miejscu, ale za to widoczki i warunki na zewnątrz się zmieniają. Wschody czy zachody słońca, mgły, krople deszczu na oknach, to bardzo pobudza mojego „pypcia” fotograficznego. Wierzę, że z czasem oswoję się z nowym wyzwaniem i łatwiej mi będzie się wyluzować, a przez to czerpać radość z jazdy. A i podczas przerw można znaleźć chwilkę na modlitwę, lekturę czy hobby. Mam jedynie żal, że nikt na mnie nie czeka ze śniadaniem na przystanku, jak to przedstawiono w pewnej reklamie

PS. Wiem dlaczego wylądowałem w kabinie jako motorniczy. Otóż wspomniana św. Katarzyna, jest nie tylko patronką motorniczych czy kolejarzy, ale również GRZESZNIKÓW… Zatem to miejsce dla mnie.

Na koniec kilka fotek z perspektywy żółtodzioba wśród motorniczy…