„SMAKUJ – BIEGNIJ – PODZIWIAJ”

23 sierpnia 2023

Dawno nie było o bieganiu. Czy mi przeszło? Nie. Jednak faktem jest, że od tegorocznej wiosny idzie mi kiepsko. Nie wiem, czy miałem osławionego wirusa, czy nie, ale nie pomagały mi żadne antybiotyki i musiałem swoje odsiedzieć w domu, by jakoś wrócić do aktywności. Niestety posypała mi się wydolność. Nigdy szybko nie biegałem, bo czyż ktoś z moim wzrostem i ponad setką w kilogramach, może być szybki? Nadrabiałem jednak dosyć dobrą kondycją. Ta jednak po owym przeziębieniu odeszła w siną dal. Biegałem mniej, a jeśli już to z przystankami na złapanie oddechu. Pojawiły się nawet myśli, by zakończyć moją biegową przygodę, ale tępiłem je ilekroć pojawiały się w głowie. W sumie dwa razy dopadło mnie jakieś paskudztwo i kolejny raz muszę walczyć ze sobą, by zmusić opornego „brata osła” (jak mawiał św. Franciszek o swoim ciele) do wysiłku. Jednak moja rodzina i przyjaciele wpadli na pomysł, by zafundować mi pakiet startowy na jeden z moich wymarzonych biegów: Maraton Wigry. Tak, chodzi o to jeziorko w pobliżu Suwałk. Nie wiem czy liczą na kasę z mojego ubezpieczenia, ale śpieszę zakomunikować, że tym razem się Wam nie udało

Kliknij na fotkę, by powiększyć

Kliknij na fotkę, by powiększyć

Dlaczego akurat ten bieg? Po pierwsze dlatego, że chciałem zobaczyć na żywo były kamedulski klasztor, u stóp którego usytuowana jest linia startu do maratonu. Po drugie nad Wigrami byłem tylko raz i to dosłownie pół dnia przed kilkudziesięciu laty, zatem mam deficyt wspomnień. W końcu po trzecie, bieg ten organizuje ta sama ekipa co ŁUT (Łemkowyna Ultra-Trail), co gwarantuje świetną organizację i trasę w bardzo atrakcyjnej lokalizacji. Ze wspomniany trzech powodów udało się zrealizować dwa i pół. Niestety najsłabszym punktem okazał się klasztor pokamedulski. Dlaczego? Bo mimo ogromnych kosztów na jego renowację i przekształcenie (co jest dobre), nie zadbano, by chociaż jeden z eremów odrestaurować tak, by przypominał dawną pustelnię, w jakiej zwykli żyć kameduli. Chciałem to pokazać mojej żonie, ale niestety musi opierać się bardziej na tym, co jej opowiedziałem, niż na tym co sama zobaczyła. Oczywiście biorę pod uwagę skalę zniszczeń z jakimi musiały borykać się ekipy rekonstruktorów, bo władze Prus skonfiskowały dobra zakonne w roku 1796, by w końcu braci wyrzucić z klasztoru w roku 1800 i zmusić do przesiedlenia pod Warszawę. Sam klasztor doznał poważnych szkód podczas pierwszej wojny światowej w wyniku ostrzału przez wojska niemieckie, a później radzieckie wojska dokonały reszty zniszczenia strzelając do budynków w 1944 roku. Mimo to podjęto się jego odbudowy i prace ruszyły na dobre w latach siedemdziesiątych XX wieku. Jednak biorąc to wszystko pod uwagę, można było postarać się o oddanie chociaż namiastki życia Kamedułów. Wróćmy jednak do biegu…

Kliknij na fotkę, by powiększyć

Wspomniałem, że pakiet startowy otrzymałem w prezencie urodzinowym. Natomiast córki zafundowały mamusi bieg na krótszym dystansie, czyli „Pogoń za Bobrem”. Zatem mieliśmy małżeński wypad, bo dzieci postanowiły spędzić siostrzany weekend w swoim towarzystwie. Mimo sporej odległości podróż w obie strony przebiegła sprawnie i bez problemów. Nie czuliśmy żadnego zmęczenia. Więc po zainstalowaniu się na miejscu noclegowym, pojechaliśmy zobaczyć wspomniany klasztor. Później zażywaliśmy typowo urlopowych atrakcji jak kąpiel w jeziorze, pyszny obiad w knajpce i wylegiwanie się na plaży. Udało się również spotkać z bardzo sympatycznym małżeństwem z Warszawy Patrycją i Robertem, którego poznałem na jednym portali społecznościowych, gdzie dowiedziałem się, że Maraton Wigry, to rewelacyjna impreza biegowa. Robert z żoną udzielili nam wielu cennych wskazówek na temat biegu, miejsc gdzie dobrze karmią i atrakcji tego regionu. I tak w miłej atmosferze dotrwaliśmy do godziny 17.00 w piątek, gdy uruchomiono Biuro Zawodów. Przyznaję, że do końca się wahałem, czy nie zamienić się pakietami z żoną, bo obecnie jest w lepszej kondycji niż ja, ale z drugiej strony chciałem chociaż spróbować powalczyć. Limit na Maratonie Wigry jest dość bezpieczny, bo wynosi aż 7 godzin. Organizatorzy zaznaczają, że to świetna okazja nie dla bicia rekordów (na co też są otwarci), ale do świetnej zabawy, podziwiania pięknych krajobrazów i zajadania się na punktach odżywczych, których na trasie głównego biegu jest aż siedem. I trzeba podkreślić, że jeśli ktoś lubi sobie podjeść, to na maratonie i po jego zakończeniu, głodny nie będzie. Jest pysznie, obficie, zdrowo i regionalnie.

Kliknij na fotkę, by powiększyć

Maraton startował spod klasztoru w sobotę o 9.30. Oczywiście organizator zadbał o podwózkę, która była w cenie pakietu. W Starym Folwarku można było wsiąść do autobusu, który zawoził zawodników do klasztoru, skąd już tylko kilkadziesiąt kilometrów na nogach do mety. Organizatorzy z zadowoleniem stwierdzają, że od kilku edycji widać trend wzrostowy w ilości uczestników maratonu nad Pogonią za  Bobrem. Na starcie zgromadziła się kilkuset osobowa grupa chętnych na podjęcie rękawicy z upałem, wszędobylskimi muchami i mnóstwem os. Gromkimi owacjami przywitano Patrycję Bereznowską, która obchodzi swoje piętnastolecie uczestnictwa w imprezach biegowych. Wybrała na uczczenie swojego Jubileuszu właśnie Maraton Wigry. Miło brać udział w imprezie, w której startuje ktoś, kto niewątpliwie jest gwiazdą biegów długodystansowych na całym świecie. To bardzo skromna osoba, ale o niespożytych siłach i z wolą walki zdolną zasilić kilka ferm wiatrowych. Dla mnie czymś niepojętym jest fakt, że najlepsi pokonali ten dystans w nieco ponad 3 godziny! A jeśli ktoś mniema, że nad Wigrami jest płasko i depresyjnie jak w Holandii, to jest w wielkim błędzie. Cała trasa, to ciągłe podbiegi i zbiegi. I zrobić to w tak krótkim czasie… Niesamowite! Jednak wolę moje bieganie, bo przynajmniej mogłem do woli nacieszyć wszystkie zmysły pięknem otoczenia, zapachami i smakami. Przecież biegając w tempie Patrycji nic się nie widzi, bo przy takiej prędkości wszystko się rozmazuje…

Autor zdjęcia Michał Loska

Na mecie czekała na mnie żona i to najlepsza nagroda, bo mogliśmy się cieszyć z wzajemnego ukończenia biegu. Pozwolę sobie zamieścić zdjęcie Michała Loski, które niech będzie odpowiedzią na pytanie, po co się tak męczyć? Zachęcam do zapoznania się z jego zdjęciami, bo mają w sobie ogromną siłę i wręcz zachęcają do powstania z fotela i podjęcia się jakiejkolwiek aktywności. Link do jego profilu znajduje się na końcu wpisu.

Wiedząc, że wielu biegaczy po ukończeniu tego biegu korzysta z kąpieli w jeziorze, skorzystałem i ja. Przyjemnie było zanurzyć zmęczone nogi w chłodnych wodach jeziora Wigry. Stopy co prawda bolały okropnie, ale to i tak mały koszt jeśli weźmie się pod uwagę, że od początku roku nie przebiegłem jednorazowo nawet półmaratonu. Zakwasy przejdą, radość pozostanie. Ale na kąpieli nie kończyły się nasze atrakcje. Organizatorzy po wręczeniu nagród dla najlepszych, postanowili rozlosować kilka nagród rzeczowych. A, że moja urocza Połowica, ma w tym roku dobrą passę, znów udało jej się coś wygrać. Zdobyła pakiet startowy na przyszły rok. Oczywiście nie może być już mowy o krótszym dystansie, bo ten już poznała… O „Maratonie Wigry”, niektórzy mawiają, że to idealna okazja i miejsce na zmierzenie się z koronnym dystansem. Zatem jeśli Bóg da, to w przyszłym roku znów pojedziemy w to piękne miejsce i wspólnie będziemy walczyć ze swoimi słabościami. Osobiście również chciałbym się lepiej przygotować, by mieć więcej siły na bieganie. Moja żona jest bardziej zdyscyplinowana treningowo, więc jest o co walczyć. Szykuje się domowa rywalizacja.

Kliknij na fotkę, by powiększyć

Gdybym miał się pokusić o ogólne podsumowanie, był to wspaniały weekend, pełen wrażeń biegowych, możliwości spotkania miłych ludzi, rozpieszczania podniebienia i sycenia swych zmysłów pięknymi widokami. To coś pośredniego miedzy biegami ulicznymi, a górskimi. Tu nie brakuje pagórków, które tylko wzmagają apetyt na ich pokonywanie, by przekonać się co ukaże się naszym oczom po osiągnięciu szczytu. Trasa na pewno nie jest nuda, a asfaltowej nawierzchni jest jak na lekarstwo – coś koło 4 kilometrów. Przeważają dukty leśne, ścieżki wśród pól i podesty nad mokradłami. Z tego, co zapowiadał organizator, to od przyszłego roku jest zgoda na pełny dystans maratoński. Czyli, jeśli ktoś jeszcze nie ma na koncie tego dystansu, to nadarzy się okazja na jego pokonanie w nadzwyczaj pięknych okolicznościach. Zatem jeśli ktoś nie ma jeszcze planów na sierpień przyszłego roku, to warto zaklepać sobie termin, bo czasu jest sporo i można się odpowiednio przygotować.

Na zakończenie chciałbym jeszcze podziękować (choć wątpię, by to kiedykolwiek przeczytali) pani Barbarze i panu Franciszkowi, którzy udzielili nam noclegu. Życzyli nam tego, byśmy się czuli jak w domu i tak było! Bardzo również dziękuję wszystkim organizatorom i wolontariuszom. Ci ostatni, wykonali kawał dorej roboty, zapewniając nam odpowiednie zaplecze, byśmy mogli cieszyć się bieganiem.

Kliknij na fotkę, by powiększyć

Kliknij na fotkę, by powiększyć

Kliknij na fotkę, by powiększyć

Kliknij na fotkę, by powiększyć 

Michał Loska (profil na FB): https://www.facebook.com/michal.loska