słowo o Słowie (soS): Mt 11, 28-30
„Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię. Weźcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. Albowiem jarzmo moje jest słodkie, a moje brzemię lekkie” (Mt 11, 28-30)
To jeden z tych fragmentów Ewangelii, który zachwyca mnie za każdym razem, gdy go czytam lub słyszę. Gdybym miał wskazać 10 cytatów w Piśmie Świętym, które zmieniły moje życie, to właśnie te trzy wersety zajmowałyby jedną z czołowych lokat. Nigdy nie zapomnę pierwszego wrażenia, jakie wywarły na mnie te słowa Chrystusa. Choć byłem nastolatkiem, to odczuwałem zmęczenie i obrzydzenie moimi grzechami. I nagle takie słowa… Zachwyt, wdzięczność, łzy wzruszenia i głębokie przekonanie, że Jezus mówi to właśnie do mnie. Mam tak do dziś.
Każdy przeżywa jakieś trudne chwile i dramaty. Wiek, stan posiadania czy staż pracy nie mają tu znaczenia. Każdy dochodzi do ściany i inaczej przeżywa te trudne chwile. Jeden wali głową w mur, inny podnosi wzrok na krzyż zawieszony na owej ścianie i wzywa pomocy Chrystusa. I tu tkwi wielkość chrześcijaństwa, bo Bóg nie tylko pociesza nas swym słowem, ale przede wszystkim, mówi to do nas w oparciu o osobiste oświadczenie. Czyż Jezus, nie cierpiał głodu, zimna, nie doświadczał radości i smutków? Czy nie był samotny pośród grupy śpiących przyjaciół w chwili największej próby? Czy nie odczuwał tak wielkiego strachu, że pocił się krwawymi łzami? W końcu, czy nie doświadczył śmierci?
Jednak coś czuję, że Jezus wypowiadając te słowa miał na myśli nie tylko takie ekstremalne sytuacje, ale o również wspomniany przeze mnie we wcześniejszych wpisach, dzień powszedni. Mało w nim trosk? Wytrwałość w obowiązkach małżeńskich z tak „zmierzłym” (czyt. marudzący, nieustannie narzekającym) współmałżonkiem jak ja, zniechęcenie w pracy, wykonywanie obowiązków domowych, troska o zabezpieczenie bytu rodzinie, znoszenie krytyki pod własnym adresem…………………………………………………………………………… (w miejsca wykropkowane proszę wpisać dowolne doświadczenia). Przecież w tym wszystkim Chrystus również pragnie nam towarzyszyć. Mało tego, to wszystko przeżywane w Jego obecności i z Nim, może się stać naszą wielką, nieustanną modlitwą. Właśnie w takich małych doświadczeniach należy raczej upatrywać drogi prowadzącej do bliskości z Bogiem, jaką kroczyli przed nami święci, a nie w wielkich jednorazowych zrywach na zlotach religijnych, czy klaskaniu w rytm hitów kapel chrześcijańskich. To oczywiście też przynosi pożytek, ale nie jest podstawą do ogłoszenia heroiczności cnót.