słowo o Słowie (soS): Flp 3, 12-13

03 kwietnia 2022

Dziś Kościół podaje nam pod rozważania przepiękny fragment autorstwa św. Pawła, zawarty w liście do Filipian:

„Nie mówię, że już to osiągnąłem i już się stałem doskonałym, lecz pędzę, abym też to zdobył, bo i sam zostałem zdobyty przez Chrystusa Jezusa.
Bracia, ja nie sądzę o sobie samym, że już zdobyłem, ale to jedno czynię: zapominając o tym, co za mną, a wytężając siły ku temu, co przede mną” (Flp 3, 12-13

Nie chcę tu pisać o doskonałości, o której wspomina Apostoł, bo gdzie mi do tak wybitnego ucznia i naśladowcy Jezusa? Słowa, które zawsze wzbudzają mój zachwyt, to jego wyznanie, że został „zdobyty przez Jezusa Chrystusa”. Co takiego miał na myśli? Trudno mi wejść w jego głowę i to jednoznacznie stwierdzić, mogę jedynie napisać, co przez to rozumie.

Bóg potrafi każdego zachwycić. Każdego, ale nie wbrew jego woli. Kto ma inny plan na swoje życie, może żyć z dala od swego Stwórcy. Nie ma nigdy obowiązku wiary. Konsekwencje naszych wyborów to jedno, ale wiara, oddawanie należnej Mu czci, zwracanie się do Niego, to sprawy całkowicie dobrowolne. Oczywiście, że jeśli ktoś deklaruje swoją wiarę w Boga, mamy prawo oczekiwać od takiego człowieka konkretnej postawy, bo za słowami powinny iść czyny (por. Jk 2, 14-26). W przeciwnym razie mielibyśmy do czynienia z jakimś szczytem zakłamania i obłudy. Czy ludzie potrafią tacy być? Pewnie, że tak, a nawet o wiele gorsi. Jednak w dzisiejszym fragmencie, Paweł wspomina, że został zdobyty. ZDOBYTY, ale nie PODBITY! Zdobyć czyjeś względy, szacunek i miłość zakłada, że okazujemy tej osobie nadzwyczajne względy, czas i zainteresowanie.

Gdy poznajemy życie Szawła, a później Pawła, możemy stwierdzić, że nic nie wskazywało na to, że w przyszłości stanie się on gorliwym wyznawcą Chrystusa, że dla Niego odbędzie kilka podróży apostolskich, będzie wiele cierpiał od ludzi i znosił mnóstwo niedogodności, a w końcu odda życie za wiarę w Jezusa. Broń Boże nie porównuję się do Pawła, bo ani ze mnie w przeszłości nie był taki wróg i prześladowca wierzących jak on, ani obecnie tak gorliwy wyznawca, gotowy wiele wycierpieć z miłości do Boga, jakim stał się Paweł w po wydarzeniach w drodze do Damaszku (por. Dz 9, 1-19).

Podobieństwa dopatruję się w samym procesie odkrywania Chrystusa. Gdyby prześledzić życie wielu świętych, jak i zapytać współcześnie żyjących wyznawców Jezusa, łatwo znaleźć wspólny mianownik, a jest nim zachwyt Jego osobą, słowami i czynami. Wielu ludzi, których uważam za autorytety w dziedzinie wiary, dało się zauroczyć Bogu. Ów zachwyt Bogiem, jest dostępny każdemu, kto tylko otworzy się na Niego. A wtedy wszystko się zmienia. Patrzenie na siebie, cel dla jakiego się żyje, na innych ludzi i samego Boga – to wszystko ulega zasadniczej zmianie. Jednak nie jest to taka zmiana, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, że z moralnych dołów przeistaczamy się natychmiast w moralnych herosów. Nadal popełniamy grzechy, ale gdy je popełniamy potrafimy stanąć w prawdzie i zwrócić się do Niego z prośbą o przebaczenie. Pragniemy być lepsi, bliżsi Jego standardom zachowania i postępowania. Pragniemy upodobnić się do Niego, co ani nie jest proste, ani nie dzieje się z dnia na dzień. Dlaczego jednak próbujemy? Bo Bóg nas ZACHWYCIŁ, powalił, wytrącił z rąk wszelkie uprzedzenia i animozje. Uchylił zaledwie rąbka swej wspaniałości i zdobył nas…

Czy kiedykolwiek żałowałem, że w wieku szesnastu lat zostałem przez Niego zdobyty? Nigdy. Żałowałem i zawsze żałuję jedynie tych chwil, gdy zachowuję się, mówię i dokonuję wyborów niezgodnych z tym, co mnie w Nim zachwyca.