słowo o Słowie (soS): 1J 2, 14

30 grudnia 2020

„Napisałem do was, dzieci, że znacie Ojca, napisałem do was, ojcowie, że poznaliście Tego, który jest od początku, napisałem do was, młodzi, że jesteście mocni i że nauka Boża trwa w was, i zwyciężyliście Złego” (1J 2, 14)

Na początek kilka słów komentarza do zdjęcia obok. Tak, to nie jest różaniec. Każdej klasie, w której uczę proponuję, że chętnie będę w ich intencji odmawiał każdego dnia (do końca życia), jedno „Zdrowaś Maryjo” pod warunkiem, że przynajmniej jedna osoba z klasy również się do tego dołączy. Poszczególne paciorki to klasy, w których znalazły się osoby gotowe przez całe swoje życie, modlić się za swoich kolegów i koleżanki. A teraz przejdźmy do dzisiejszego tekstu z czytań…

Gdy czytam słowa z pierwszego czytania, budzi się we mnie zazdrość. Chciałbym tak móc napisać do moich uczniów: „jesteście mocni i że nauka Boża trwa w was”. Wiem, to pycha, by pragnąć takiej skuteczności w głoszeniu Ewangelii, jaką mieli apostołowie. Jeśli chodzi o katechezę, to musiałbym napisać coś zupełnie odwrotnego. Młodzi (przynajmniej tak jest w moich klasach) w zdecydowanej większości odrzucili Jezusa. Ale nie o tym dziś.

Dziś niechaj będzie pozytywnie. Bo nawet w czasach powszechnej apostazji młodych, nie brak cudownych wyjątków, ludzi zaangażowanych w życie Kościoła, formujących się w różnych wspólnotach i odważnie przyznających się do swej wiary w Chrystusa. Jeszcze kilka lat temu, mówienie o sobie w kategoriach człowieka wierzącego nie było niczym obciążone. Jednak sytuacja drastycznie się zmienia i brutalność wobec katolików przybiera na sile, a wtedy opowiadanie się po stronie Jezusa, obarczone jest sporą dawką ryzyka. Standardem jest wykluczenie wśród rówieśników i ośmieszanie. Dochodzi do tego lincz w przestrzeni portali społecznościowych i wulgaryzmy. Coraz częściej słyszymy też o atakach fizycznych. To wszystko przy aprobacie mediów, pobłażliwości wymiaru sprawiedliwości i często bierności służb mundurowych, zapowiada czas próby dla katolików, nawet w takim kraju jak Polska.

Trzeba jasno powiedzieć, że tak długo jak uczę, ludzie wierzący byli zaledwie promilem na lekcjach religii. Jedyna różnica jest taka, że granice między jednymi i drugimi bardziej się zarysowały. Dlatego tym bardziej cieszą ci z młodych, którzy całym swoim sercem przylgnęli do Chrystusa. Od razu mam przed oczami piękne twarze młodych, którzy przez kilkadziesiąt lat pracy w katechezie, przychodzili na na modlitwę przed lekcjami czy na długiej przerwie. Łza w oku się pojawia, gdy wspomnę osoby, które wraz ze mną chciały rozpocząć dzień od śpiewania Godzinek o Niepokalanym Poczęciu Maryi Panny. Albo gdy odmawialiśmy Jutrznię z Liturgii Godzin. Uśmiecham się na wspomnienie, gdy TVP Katowice robiła materiał o modlitwie młodych i jedna z uczennic powiedziała im, że nie ma w domu telewizora, bo tata go wyrzucił, gdyż bardziej zależało mu na rozmowie w rodzinie, niż na wpatrywaniu się w ekran telewizora. Dziennikarka była blada na twarzy i przerażona, jakby robiła wywiad z jakąś sektą 🙂

Jeden z tych, którzy wciąż pamiętają w modlitwie… Paciorek, to ich znak.

Nie brakowało i takich, którzy chcieli złożyć świadectwo swojej wiary przed swoimi rówieśnikami. To wymagało szczególnej odwagi, bo za taką deklaracją musiało iść świadectwo życia, a trzeba wiedzieć, że otoczenie ma bardzo wysokie wymagania wobec takich osób i swojej postawy. Od katolików domagają się życia wręcz idealnego, nie dbając jednocześnie o jakość swojego życia.

Bywali i tacy fundamentaliści 🙂 , którzy oddawali swoje życie na wyłączną służbę Bogu w Kościele wstępując do zgromadzeń zakonnych, przyjmując święcenia kapłańskie czy wybierając studia teologiczne. Jakże miło było się z nimi spotykać podczas lekcji i na przerwach. Pytania, dyskusje, ogromna dociekliwość w zgłębianiu zagadnień religijnych. Pamiętam ich twarze, obecne i skoncentrowane podczas lekcji. Przed nimi nie można było sobie pozwolić na spuszczenie z tonu, na bylejakość.

Każdego z tych młodych ludzi postrzegam jako wielki dar Boga, by dodać mi motywacji do pracy. Staram się często dziękować Bogu, za łaskę spotkania tylu wspaniałych osób. Choć często nie wiem, jakie były dalsze ich losy, to jednak wciąż są obecni w mojej modlitwie, bo to najwspanialszy dar, jaki mogę im ofiarować. I ilekroć czytam słowa z listu św. Jana o młodych, którzy są mocni w wierze i zwyciężyli zakusy Złego, odnoszę to właśnie do nich. Oczywiście, dopóki żyjemy, sprawa jest otwarta i nie jestem skłonny do kanonizowania kogokolwiek za życia. Jednak początek mieli bardzo obiecujący… Czasami, ktoś się odezwie, o kimś coś usłyszę. Nie mam zwyczaju się im narzucać, ale pragnę im towarzyszyć z szeptaną modlitwą. Wierzę w Boga, a zatem wierzę i w moc modlitwy. O tym, czy wspomniane we wstępie „Zdrowaśki” komuś pomogły, przekonamy się po naszej śmierci. Kto wie, może nasza wspólna krucjata modlitewna, wyprosi nawrócenie ich koleżance z klasy pod koniec jej życia, lub przyczyni się do tego, że kolega z ławki szkolnej, zerwie z grzechem i wróci do Chrystusa… Skoro wierzę w Boga i moc modlitwy, to wierzę także w cuda. Ostatnio w czytaniach często pojawiał się wątek, że dla Boga nie ma nic niemożliwego (por. Rdz 18, 13-14; Łk 1, 37). Przypadek? Nie sądzę…