Roczek
1 kwietnia minął rok od zmiany trybu życia z kanapowca na wyczynowca. A tak na poważnie, złapałem bakcyla aktywności fizycznej. Poprawa sprawności, lepsza wydajność organizmu, doskonałe samopoczucie czy mniejsza waga, to tylko niektóre plusy tej zmiany. Najdziwniejsze, ale i najlepsze jest to, że w sferze duchowej również nastąpiło spore ożywienie.
Generalnie gdzieś w głowie utrwaliło się przekonanie, że skoro można się przymusić do wysiłku fizycznego i pokonywania swoich ograniczeń i lenistwa, to można tak postępować we wszystkich innych dziedzinach życia. Coś musi być na rzeczy. Byłem sceptyczny do czasu, gdy sam zakosztowałem owej zmiany. W sumie nie trzeba dużo, a nagroda będzie wielka.
Do dziś nie mogę przestać się dziwić, że tak mała odmiana, może zmienić tak wiele. Obym tylko nie nabawił się jakieś paskudnej kontuzji, bo nie mam ochoty wracać do poprzedniej wersji życiowej wegetacji. Pozostają jeszcze dwie kwestie do rozwiązania. Po pierwsze, czy można połączyć bieganie i jazdę na rowerze z modlitwą, a po drugie, jeśli tak, to jak to technicznie zrobić? Modlitwa może być integralną częścią ludzkiej aktywności, a zatem nawet sport i rekreacja mogą być okazją do tego, by zbliżyć się Boga.
Moje doświadczenie sportowe jest mniej niż minimalne, więc nie będę mędrkował, a i popisywać się nie mam czym. Cieszy mnie sam ruch, gdy można zmierzyć się ze sobą, poukładać w głowie wiele spraw, dla których brak czasu w życiu zawodowym i rodzinnym. W sumie, aktywność fizyczna przekłada się na więcej zysków, niż strat. A zatem, nie będę męczył palców na klawiaturze, tylko ubiorę strój, buty i pobiegam, a pisanie o sporcie zostawię specjalistom.
Z okazji najbardziej aktywnego w moich dotychczasowym życiu „roczka”, wypada podać jakieś statystyki w kilometrach:
- Rower: 1104
- Bieg: 1222
Na zakończenie ciekawy filmik reklamowy: