Promowanie niedojrzałości
Znam wielu młodych ludzi, którzy mogliby obdarować odwagą niejednego dorosłego. I nie chodzi mi o tych, którzy uprawiają tzw. sporty ekstremalne, bo to według mojego wyczucia nie ma wiele wspólnego z odwagą. To lekkomyślność, której nie pochwalam. Mam tu raczej na myśli tych, którzy potrafią wziąć odpowiedzialność, za swoje słowa i czyny. Nie jestem genetykiem, ale śmiem twierdzić, że odwagi nie da się odziedziczyć w genach. Znane są z historii przypadki, że czyiś przodkowie zasłynęli z heroicznej postawy wobec okupanta, a dziecko lub wnuk, boi się przeżegnać przed posiłkiem, bo boi się co ludzie o nim powiedzą lub pomyślą. Oczywiście nie trzeba wojny, by doskonalić się w cnocie męstwa. Zwykła codzienność umożliwia rozwój tej cechy. Najgorzej, jeśli w młodym umyśle zasieje się ziarno strachu. Z biegiem lat mogę stwierdzić, że wśród młodzieży, osób zainfekowanych strachem jest coraz więcej. Powodów może być wiele, ale jednym z nich, są zmiany w systemie edukacji, które skutecznie deformują u młodych prawdziwe pojęcie dojrzałości. By to zilustrować odwołam się do dwóch przykładów.
Pierwszy to samousprawiedliwianie się. To jakiś potworek prawny, który nijak nie przystaje do rzeczywistości. Młodzieży, która osiąga tzw. pełnoletność, wręcza się instrument, który nigdzie w dorosłym życiu nie ma miejsca. Nie mam żadnych wątpliwości, że nie ma w tym żadnego celu wychowawczego. Nie służy to niczemu innemu jak ucieczce przed odpowiedzialnością. Wiele bym dał, by poznać tego, który wymyślił coś tak idiotycznego, że uczeń pełnoletni może sam usprawiedliwiać swoje nieobecności. Przecież nawet ów urzędnik, który to dziwo prawne wymyślił, nie może zrobić sobie wolnego i następnego dnia przynieść zwolnienie, które sam sobie wystawił. Nawet lekarz, musi pójść do innego lekarza po zwolnienie L4. Czy odwagą wykazuje się uczeń, który dlatego, że nie jest przygotowany, zrywa się ze szkoły, czy ten, który bierze na siebie odpowiedzialność za swoje braki. Nie stawiam tu specjalnie znaku zapytania, bo odpowiedź jest oczywista. Komuś, gdzieś tam na wysokich stołkach zależy, by mieć ludzi strachliwych, którzy schowają głowę w piasku, przed gniewem wielkich tego świata i nie zbuntują się na przeciwko roli dojnej krowy. Ludźmi strachliwymi łatwo się rządzi.
Drugi, to konformizm i strach w deklaracjach. Mowa o ocenie religii lub etyki na świadectwie. Dziś krzyczy się o tolerancji i tym podobnych bzdurach, sprowadzając jednocześnie innych do roli obywateli drugiej kategorii. W imię jakiejś lewicowej poprawności politycznej, zakazuje się ludziom deklaracji swoich przekonań. Ocena celująca niezależenie z jakiego przedmiotu, zasługuje na radość i pochwałę, ale nie w tym przypadku. Nie wolno podkreślić, że to ocena z trudnego przedmiotu jakim jest etyka lub religia. Czy ci młodzi ludzie na zapracowali na to przez rok? Mają prawo, by o tym mówić otwarcie i szczycić się efektami swojej sumienności. Naturalnie zaraz jakiś antyklerykał wykrzyczy, że trzeba zachować neutralność poglądową. Tylko gdzie tu neutralność, jeśli nie pozwala się innym na podkreślenie swojej tożsamości? Jak długo uczę w szkole, nigdy nie spotkałem się z brakiem szacunku czy wręcz dyskryminacją na ludziach niewierzących przez katolicką młodzież. Zatem dlaczego mają w tajemnicy przed całym światem zachować tylko tę jedną ocenę? To proste, by w całym dorosłym życiu być wyznawcami laickości, czyli tego co przeczy ich wierze. Tak uczy się młodych do głoszenia w dorosłym życiu bzdur, że religia to prywatna sprawa. Co to za czasy, gdy możemy liczyć na szacunek innych jedynie wtedy, gdy wyprzemy się siebie. Niestety rodzice, nauczyciele jak i sama młodzież przyjmują to bez zmrużenia oka, jako coś naturalnego.
Czy młodzi, którzy kulą ogon ze strachu przed odpowiedzialnością i boją się wyznawać swej miłości do Jezusa Chrystusa, będą potrafili zmieniać siebie i swoje otoczenie? Nigdy, bo zawsze będą zależni od tych, którzy uczyli ich myśleć i mówić tak, by uzależnić ich od siebie. Na zakończenie warto przywołać słowa pewnego świętego, którego przedstawiciele zastraszonego katolicyzmy, kreują jako autorytet od kremówek. Św. Jan Paweł II, skierował kiedyś do młodzieży bardzo mocne słowa. Warto przypomnieć apel tego niezłomnego człowieka wygłoszony z murów Jasnej Góry, do tych których przez całe swoje kapłańskie życie tak bardzo kochał:
„Musicie od siebie wymagać, nawet gdyby inni od was nie wymagali”
Mężnym nikt się nie rodzi, mężnym można się stawać przez sumę małych heroizmów, a nie strach dyktowany przez rzesze hedonistów.