Podsumowanie
Nim ulegnę pokusie robienia postanowień noworocznych, warto podsumować ten kończący się rok. Można wyróżnić kilka kategorii jak: nadprzyrodzone, światowe, krajowe i osobiste. Na początek sprawy nadprzyrodzone. W dziedzinie wiary, dziękuję Bogu za łaskę wiary, że kolejny rok trwam przy Nim, choć nie doświadczyłem specjalnie trudnych pokus, by porzucić Chrystusa. To co mi ewentualnie oferuje „świat” w zamian za wiarę, to śmieci (por. Flp 3, 8-9), nad którymi nawet nie warto się pochylić i do których nie ma powodu wracać. Z zewnątrz nie było nikogo i niczego, co stawiałoby wiarę pod znakiem zapytania. Można powiedzieć, że miałem wręcz komfortowe warunki do rozwoju wiary. To, że ktoś nazwie mnie fundamentalistą religijnym, to raczej komplement, który choć miły, to jednak nie ma wiele wspólnego z prawdą. Gdzie mi tam do fundamentalizmu świętych… Nikt jeszcze w Polsce nie bije i nie ścina głów za wiarę w Chrystusa, choć agresja i wykluczenie katolików, z każdym miesiącem jest coraz bardziej odczuwalne, ale to oprócz pewnego dyskomfortu, potwierdzenie, że idziemy dobrą drogą, którą nakreślił nasz Pan:
Jeżeli was świat nienawidzi, wiedzcie, że Mnie pierwej znienawidził. Gdybyście byli ze świata, świat by was kochał jako swoją własność. Ale ponieważ nie jesteście ze świata, bo Ja was wybrałem sobie ze świata, dlatego was świat nienawidzi. Pamiętajcie na słowo, które do was powiedziałem: „Sługa nie jest większy od swego pana”. Jeżeli Mnie prześladowali, to i was będą prześladować. Jeżeli moje słowo zachowali, to i wasze będą zachowywać. Ale to wszystko wam będą czynić z powodu mego imienia, bo nie znają Tego, który Mnie posłał (por. J 15, 18-21)
Jeśli chodzi o wiarę, to w mijającym roku tylko moje grzechy i słabości charakteru mogły wpłynąć na wiarę Boga. Doświadczenia chrześcijan w krajach arabskich, czy Europie zachodniej, utwierdzają mnie w przekonaniu, że nasz komfort lub jak to określił mój przyjaciel „pluszowe chrześcijaństwo”, jest czymś ulotnym i krótkotrwałym. W imię czego mielibyśmy być lepiej potraktowani przez los, skoro i u nas powszechnym stają się apostazja i gloryfikowanie grzechu… Nie jesteśmy raczej bardziej pobożni i nie kierujemy się w naszych wyborach życiowych nauczaniem Ewangelii. Coś mi w duchu mówi, że nasza wiara przejdzie swoją próbę. I nie jest to fatalizm, tylko zwykły realizm i obserwacja, tego co dzieje się wokół nas.
Jednak tu wkraczamy w sferę tego co światowe. W świecie też nie dzieje się dobrze. Odrzuciliśmy jako cywilizacja zachodnia, swoje korzenie chrześcijańskie, budujemy na zbrodniczych fundamentach, gdzie nie ma żadnej świętości, przez co cywilizacja śmierci, o której mówił św. Jan Paweł II, rozwija się w najlepsze. Wypowiedziano za naszą zgodą, bo bierność to także zgoda, wojnę życiu ludzkiemu, czy to temu nienarodzonemu, czy to chorym, którzy stali się uciążliwy dla hedonistycznych mieszkańców krajów „wysokorozwiniętych”. Zdeformowano tradycyjną rodzinę, ukazując ją jako patologię. Dyskredytuje się to, co narodowe, patriotyczne określając to mianem faszyzmu, nazizmu czy rasizmu. Ową demolkę intelektualną robi się na każdym etapie życia, poprzez edukację, prawodawstwo i media.
Ludzie odpowiedzialni za ów eksperyment, w swej ograniczoności intelektualnej, zakładają, że to oni staną się liderami i autorytetami dla ciemnych mas. Głupcy nie wiedzą, że gdy zdepcze się to, co dla Europy było wyrazem naszej tożsamości, kultury, historii i wartości, gdy stworzy się nowy język, usunie z ulic, urzędów, prawodawstwa krzyże i odniesienia do Boga i zostawi pustkę, to przyjdą inni, którzy zapełnią tę lukę swoimi ideami, a jeśli dodamy do tego ich niechęć i pogardę do Europy oraz gotowość do rozlewu krwi swojej i przede wszystkim tych, których nienawidzą, scenariusz na nadchodzący rok rysuje się raczej pesymistycznie.
Niestety to nie tylko wina elit europejskich, które gadają jakby były na prochach. To również nasza wina, ludzi milczących, dezerterów religijnych, moralnych, patriotycznych, którzy dla świętego spokoju gotowi są przyklasnąć lub zmilczeć nawet największe brednie wygadywane przez naszych reprezentantów. Zatem będziemy składali pluszaczki i laurki pod ambasadami i na profilach społecznościowych zamieszczać nasze selfi z podpisem, że jesteśmy tymi czy owymi. W przyrodzie tak jest, że drapieżnik atakuje tam, gdzie ma do czynienia z chorą sztuką, a Europa jest chora na bezideowe elity, które wolą przed kamerami płakać, niż bronić swoich obywateli.
By jednak zakończyć pozytywnie, powiem, że chrześcijanin to człowiek, który żyje w cieniu paruzji. Wciąż oczekujemy w gotowości i z nadzieją na koniec świata, czy to przez naszą śmierć indywidualną, która jest udziałem każdego człowieka, czy na powrót naszego Pana, co poprzedzać będą różnego rodzaju doświadczenia. To również zapowiedział Jezus:
Będziecie słyszeć o wojnach i o pogłoskach wojennych; uważajcie, nie trwóżcie się tym. To musi się stać, ale to jeszcze nie koniec!Powstanie bowiem naród przeciw narodowi i królestwo przeciw królestwu. Będzie głód i zaraza, a miejscami trzęsienia ziemi.Lecz to wszystko jest dopiero początkiem boleści. Wtedy wydadzą was na udrękę i będą was zabijać, i będziecie w nienawiści u wszystkich narodów, z powodu mego imienia.Wówczas wielu zachwieje się w wierze; będą się wzajemnie wydawać i jedni drugich nienawidzić (Mt 24, 6-10)
Tak czy siak, ludziom ufającym Bogu, jest łatwiej. Jednak chrześcijanie nie są egoistami i myślą o wszystkich i dlatego mamy prawo się martwić o los tych, którym wydaje się, że przez swoją „neutralność” sprawią, że Bóg z szacunku do ich przekonań religijnych przestanie istnieć. My zmierzamy do domu Ojca, a oni…
Co do naszych rodzimych spraw, to trudno być dumnym z postaw ludzi, którzy nas reprezentują. Jasne, że mógłbym powiedzieć, że nie głosowałem na żadne z tych ugrupowań, które robią nam wstyd na Wiejskiej. Jednak to nasi reprezentanci i mam prawo jako obywatel wymagać od nich konkretnej postawy. Wizytówka, ma być bardziej reprezentatywna niż sama firma, którą reklamuje. A cóż powiedzieć o tych, których pokazują w telewizji i którzy na każdym kroku plotą o dobru wspólnym, ojczyźnie, miłości do kraju, dumie narodowej, uczciwości, poszanowaniu prawa, równości obywateli i wielu innych wzniosłych hasłach, a w rzeczywistości otrzymujemy farsę, kłótnię, koterię, szemrane interesy i trzymanie się za wszelką cenę dostępu do koryta. Zwykły człowiek, zadaje sobie pytanie, czym ten kraj sobie zawinił, że rządzą nim takie persony? Nie widzę szans na zmianę, dopóki nie uwolni się ludzkiej przedsiębiorczości przy minimalnym obciążeniu podatkowym i nie wróci się do konserwatywnych i narodowych wartości. Wszystko inne, to tylko pozory zmian. Czy obecną władzę lub „totalną opozycję” stać na takie zmiany? Nic na to nie wskazuje. Jednak patrzę w przyszłość z nadzieją, ponieważ wierzę, że ludzie nie dają okłamywać się w nieskończoność. Cóż, może jestem zbyt ufny, albo wręcz naiwny, ale moje życiowe doświadczenie podpowiada mi, że koniec końców potrafimy stanąć na wysokości zadania.
W kategorii osobistej, na pewno warto odnotować sukces zmiany trybu życia z typowego kanapowca, na biegowca. Odkryliśmy z żonką wspólną pasję (chyba pierwszą od początku małżeństwa), czyli bieganie. Wspieramy się w tym i dopingujemy, a jeśli tylko nadarzy się okazja, ubieramy stroje sportowe i ruszamy przed siebie. Bieganie, ma to do siebie, że jest tańsze niż np. jazda na rowerze i oprócz możliwości zrzucenia zbytecznego balastu (do tej pory 20 kg.), daje również okazję do zrzucenia zbytecznych emocji i przemyślenia wielu spraw. Jutro, na rozpoczęcie Nowego Roku, dołączymy do kilkuset osób w chorzowskim parku i w samo południe rozpoczniemy 2017 rok od wspólnego biegu. Gdy u boku ma się kochane osoby i wiarę w sercu, nie sposób być pesymistą.