Pępkowa sprawa

03 stycznia 2025

Wielkość! Komu się nie marzy? Jak daleko sięgam pamięcią, pragnąłem tego, co wzniosłe, wielkie i nieprzeciętne. Czułem, że cokolwiek będę robił, osiągnę w tym szczyty możliwości, zapisując się wielkimi, a nawet złotymi literami w historii. Chciałem być sportowcem, ale zdrówko nie dopisało. Zamarzyłem więc o sławie myśliciela, ale długie wywody myślowe okazały się karkołomnym zajęciem. Wziąłem zatem pod uwagę zostanie pisarzem, ale po kilku próbach literackich uznałem brak gotowości świata na docenienie drugiego Tolkiena… W końcu postanowiłem, że zapiszę się w szkolnych annałach jako wybitny nauczyciel. Ale w tym też nie za bardzo sobie radzę, bo młodzieży na katechezie ubywa i nawet moja wielkość nie potrafi tego powstrzymać.

Pragnienie wielkości jest w nas niejako zakodowane. Weźmy dzieci. Kiedy pytamy je, kim chciałyby zostać, gdy dorosną, zazwyczaj wymieniają całą listę wybitnych postaci. Dziewczynka marząca o byciu piosenkarką nie myśli przecież o śpiewaniu w chórku, a potencjalny muzyk o roli drugich czy trzecich skrzypiec. Nasi milusińscy nie kryją się z tym, ponieważ są szczerzy. Tymczasem my, dorośli, doświadczeni życiem, wiemy, że wielkość pisana jest nielicznym, a pozostałym pozostaje co najwyżej przeciętność. I dobrze, jeśli ów stan akceptujemy, bo nie ma nic gorszego niż człowiek leciwy wiekiem, a wciąż czekający na docenienie otoczenia.

Rola pępka świata, wokół którego wszystko orbituje, jest wielką pokusą dla każdego człowieka. Miło być w centrum, chociaż tylko nieliczni dobrze sobie z tym radzą. Osobiście nie należę do tych ludzi. Gdy życie stawia mnie na piedestał, natychmiast wzrasta we mnie skala pychy. Zapominam wtedy o pokorze uczącej i utwierdzającej w tym, że nie jesteśmy najważniejsi. Nasze potrzeby są ważne, ale wokół żyją inni, którzy również mają swoje potrzeby. Można oczywiście zajmować eksponowane stanowisko, ale to jeszcze nie upoważnia do stawiania się ponad innych. Biskup, chociaż w Kościele dzierży wielką władzę, nie staje się z tego powodu władcą. Pozostaje na równi z innymi wiernymi, bo jedynie pełni rolę opiekuna powierzonej mu wspólnoty. Wynika to z nauczania Jezusa: „Jeśli kto chce być pierwszym, niech będzie ostatnim ze wszystkich i sługą wszystkich!” (Mk 9,35). Co najważniejsze, On nie tylko wymaga takiego postępowania od innych, ale sam je praktykował, mówiąc o sobie, że jest cichy i pokorny (por. Mt 11,29). Czy może być bardziej pokorna postawa?

Cóż za przekora: wielkość przez uniżenie! Jednak właśnie tak wygląda prawdziwe oblicze pokory. Szkoda tylko, że zasada ta nie działa w sporcie. Gdyby tak było, mógłbym poczytać za chlubę swoje „osiągnięcia” w biegach górskich, które oscylują wokół ostatniego miejsca. Tymczasem prawda jest taka, że odzwierciedlają one szczyt moich możliwości. Oczywiście, gdybym mógł, pokonałbym każdego, ponieważ jest we mnie pragnienie ostrej rywalizacji i zdobywania laurów, ale same chęci do tego nie wystarczą. Zajmuję zatem należne mi miejsce. I dobrze! Fałszywa pokora jest bowiem równie niebezpieczna jak pycha. Bo gdyby najlepszy zawodnik dał mi fory, żebym choć raz stanął na podium, czyż nie byłoby to poniżenie mojej osoby? Sportowiec trenuje, aby zdobywać medale. Bynajmniej nie zastanawia się nad tym, czy wypada wygrać…

Warto jednak pamiętać, że jeśli jesteśmy w czymś dobrzy, nie powinniśmy używać tego atutu jako powodu do wynoszenia się ponad innych ani tym bardziej do ich poniżania. Mamy służyć ludziom swoimi talentami, będąc dla nich inspiracją. Oznacza to, że nie wolno ich „zakopać” w imię fałszywie pojętej skromności, ale posługując się nimi, robić to, co do nas należy. A jeśli za takie postępowanie zostaniemy pochwaleni, pokornie przyjąć komplementy, mając świadomość, że jesteśmy jedynie narzędziem w rękach Boga.

Rozważania o pokorze zacząłem od dywagacji na temat pępka, na nim też je zakończę. Wiele lat temu podczas lektury pewnej książki moją uwagę przykuło łacińskie przysłowie: „Pamiętaj, powyżej własnego pępka nie podskoczysz”. Zrozumiałem wówczas, że nie stanowię centrum wszechświata ani też źródła mądrości, piękna czy potęgi. W oczach Boga jestem natomiast ważny na tyle, by za mnie oddał kiedyś życie. W tym moja wielkość i szansa, a cała reszta zależy od Niego.

Tekst ukazał się w piśmie “Głos o. Pio” (listopad/grudzień 2024)