Ojcostwo zmienia oblicze
Wiem, że uleganie rozproszeniom na Mszy Świętej, to nic godnego pochwały. Jednak dziś coś skutecznie odciągało moją uwagę od rzeczywistości nadprzyrodzonej, choć przy wnikliwszej analizie, można doszukać się i tu transcendencji. Moją uwagę zwrócił pewien mężczyzna. Wiek, na moje oko w okolicach trzydziestki. Wraz z nim przybyli żona w stanie błogosławionym i syn wyglądający na jakieś półtorej roku – według mojej żony.
Ów mężczyzna wyglądał nie po kościelnemu. Jego koszulka polo ledwie mogła skryć potężne mięśnie. Mocne rysy twarzy i wygolona głowa, na której nawet gekon mógłby wpaść w poślizg, dodawały mu złowrogiej powagi. Pomyślałem, czy gość przypadkiem nie zabłądził, ale z kimś takim człowiek czuje się pewniej w przypadku jakiejś zadymy. Tylko o jakiej zadymie może być mowa w kościele i to wtedy gdy czytany jest list z konferencji Episkopatu, po którym raczej nie można spodziewać się zachęty do wyjścia na ulicę i wszczynania rewolucji.
Gdzieś w okolicach „aktu skruchy”, jego syn postanowił powspinać się na tatę. Nie umknęło to uwadze mojej żony, która wzruszona dołączyła się do moich rozproszeń i tak wspólnie (jak przystało na małżeństwo), zerkaliśmy w stronę ławki gdzie syn łapał ojca z palec i wkładał go sobie do ucha, by ten go podrapał. Gdy syn rozbawiony tą pieszczotą strzelił uśmiechem w twarz taty, ten nagle odwzajemnił się uśmiechem dziecku. I tak oto, groźna twarz zakapiora, przeistoczyła się w troskliwego i czułego tatuśka. Dotarło do mnie, że ojcostwo zmienia oblicze. Ileż to razy rozklejałem się na jakieś durnej kreskówce, gdy córka się wzruszała… A te przedstawienia z przedszkola lub akademia podczas której dziecko dostaje świadectwo z paskiem, a rodzic list gratulacyjny… Tak, stanowczo muszę potwierdzić, że nic tak nie wpływa na mężczyznę, jak rola ojca. Kto sam nim jest, ten zrozumie, a kto nie, nich zazdrości, albo weźmie się do roboty. Tym zaś, którzy z różnych względów nie mogą lub nie chcą wiedzieć jak to jest, współczuję i wspieram ich w modlitwie.
W takich chwilach jak ta w kościele, żałuję, że nie mam aparatu fotograficznego pod ręką. Kto wie, może ich jeszcze spotkam i z wdzięcznością uścisnę dłoń tego spełnionego w ojcostwie mężczyzny. Chociaż nie byłem skupiony na akcji liturgicznej, to jednak łatwiej jest w życiu, gdy ma się świadomość dziecięctwa Bożego i tego, że w niebie mamy Ojca, a nie sędziego czy zadufanego w sobie bóstwa. W ramach zadośćuczynienia, pomodlę się za tę rodzinkę wraz z moją rodzinką, w myśl wskazówki, którą dał nam Jezus. Zainteresowanych odsyłam do Mt 7, 12.
PS. Za wykonanie zdjęcia dziękuję, naszej przyjaciółce Ani z Krakowa. I za tę pyszną kawę TYŻ!