Ojcostwo zmienia oblicze

29 maja 2016

DSC_1912Wiem, że uleganie rozproszeniom na Mszy Świętej, to nic godnego pochwały. Jednak dziś coś skutecznie odciągało moją uwagę od rzeczywistości nadprzyrodzonej, choć przy wnikliwszej analizie, można doszukać się i tu transcendencji. Moją uwagę zwrócił pewien mężczyzna. Wiek, na moje oko w okolicach trzydziestki. Wraz z nim przybyli żona w stanie błogosławionym i syn wyglądający na jakieś półtorej roku – według mojej żony.

Ów mężczyzna wyglądał nie po kościelnemu. Jego koszulka polo ledwie mogła skryć potężne mięśnie. Mocne rysy twarzy i wygolona głowa, na której nawet gekon mógłby wpaść w poślizg, dodawały mu złowrogiej powagi. Pomyślałem, czy gość przypadkiem nie zabłądził, ale z kimś takim człowiek czuje się pewniej w przypadku jakiejś zadymy. Tylko o jakiej zadymie może być mowa w kościele i to wtedy gdy czytany jest list z konferencji Episkopatu, po którym raczej nie można spodziewać się zachęty do wyjścia na ulicę i wszczynania rewolucji.

Gdzieś w okolicach „aktu skruchy”, jego syn postanowił powspinać się na tatę. Nie umknęło to uwadze mojej żony, która wzruszona dołączyła się do moich rozproszeń i tak wspólnie (jak przystało na małżeństwo), zerkaliśmy w stronę ławki gdzie syn łapał ojca z palec i wkładał go sobie do ucha, by ten go podrapał. Gdy syn rozbawiony tą pieszczotą strzelił uśmiechem w twarz taty, ten nagle odwzajemnił się uśmiechem dziecku. I tak oto, groźna twarz zakapiora, przeistoczyła się w troskliwego i czułego tatuśka. Dotarło do mnie, że ojcostwo zmienia oblicze. Ileż to razy rozklejałem się na jakieś durnej kreskówce, gdy córka się wzruszała… A te przedstawienia z przedszkola lub akademia podczas której dziecko dostaje świadectwo z paskiem, a rodzic list gratulacyjny… Tak, stanowczo muszę potwierdzić, że nic tak nie wpływa na mężczyznę, jak rola ojca. Kto sam nim jest, ten zrozumie, a kto nie, nich zazdrości, albo weźmie się do roboty. Tym zaś, którzy z różnych względów nie mogą lub nie chcą wiedzieć jak to jest, współczuję i wspieram ich w modlitwie.

W takich chwilach jak ta w kościele, żałuję, że nie mam aparatu fotograficznego pod ręką. Kto wie, może ich jeszcze spotkam i z wdzięcznością uścisnę dłoń tego spełnionego w ojcostwie mężczyzny. Chociaż nie byłem skupiony na akcji liturgicznej, to jednak łatwiej jest w życiu, gdy ma się świadomość dziecięctwa Bożego i tego, że w niebie mamy Ojca, a nie sędziego czy zadufanego w sobie bóstwa. W ramach zadośćuczynienia, pomodlę się za tę rodzinkę wraz z moją rodzinką, w myśl wskazówki, którą dał nam Jezus. Zainteresowanych odsyłam do Mt 7, 12.

PS. Za wykonanie zdjęcia dziękuję, naszej przyjaciółce Ani z Krakowa. I za tę pyszną kawę TYŻ!