Oby nie zdrzewieć
Na początek ostrzeżenie! Za chwilę napiszę coś szokującego, coś, czego drogi czytelniku nigdzie wcześniej nie przeczytałaś lub od nikogo nie usłyszałeś. Zaznaczam również, że podczas ostatnich badań okresowych o zdolności do wykonywania zawodu, wyniki były bliskie doskonałości i jestem zdrowy na ciele i umyśle. Ponadto pragnę podkreślić, że to, co za chwilę przeczytasz nie jest wynikiem jakiejś życiowej traumy, nieodwzajemnionej miłości, kompleksów lub andropauzy. Skoro wszystko już sobie wyjaśniliśmy, czas na konkret.
UWIELBIAM MOJĄ PRACĘ NAUCZYCIELA! To może brzmieć dość niewiarygodnie w zetknięciu z tym, co ludzie mówią o nauczycielach i co ci ostatni myślą o sobie. Wyjaśnijmy. Nie mam tu na myśli całej biurokracji związanej ze szkolnictwem, gdyż należę do ludzi, którzy wyznają zasadę, że zwiększenie ilości przepisów i procedur, zwiększa prawdopodobieństwo bałaganu i nieszczęścia. Nie chodzi też o zarobki, bo nie znam grupy zawodowej, która byłaby zadowolona ze swojego wynagrodzenia. Generalnie wszyscy (w swoim mniemaniu) pracujemy za ciężko i za małe pieniądze.
Powodem mojej radości nauczycielskiej jest upływ czasu. Ze wszystkich zakładów pracy, szkoła ma chyba najniższą (poza przedszkolami) średnią wiekową. Nie tylko wiele moich koleżanek jest młodszych ode mnie, ale każdego roku wraz z nowym naborem otrzymujemy potężny zastrzyk młodości i witalności. Pracując z młodzieżą, nie czuję upływu czasu. Kontakt z żywiołem, który młodzi z sobą wnoszą sprawia, że łatwo zapomnieć o swojej metryce. Mam na karku prawie pięćdziesiątkę, a czasami zachowuję się jak nastolatek. Najbardziej widać to na przykładzie przedszkolanek, które są idealnym odbiciem witalności swoich podopiecznych. Łatwo je rozpoznać, bo głośnym mówieniu, permanentnym uśmiechu, kreatywności i niespożytej energii. Praca z dziećmi i młodzieżą, to najlepsza kuracja odmładzająca. To właśnie dlatego zawód nauczyciela, to najlepsze zajęcie.
Jednak w tej beczce miodu jest i odrobina dziegciu. Pięknie jest dopóki jesteśmy czynni zawodowo. Emerytura, która w innych zawodach jest wymarzonym odpoczynkiem, w przypadku nauczyciela staje się bolesną lekcją na temat upływającego czasu i własnej starości. Wielu moich poprzedników, po dotarciu do kresu swej aktywności zawodowej, dosłownie starzało się w oczach. Odwołując się do klasyki literatury J.R.R. Tolkiena, można przywołać przykład Enta zwanego Drzewcem, który w rozmowie z Hobbitami ubolewał nad tym, że wielu jego pobratymców przestało być Entami i „zdrzewiało”.
Naturalnie młodzieńcza żywiołowość i radość ducha, nie zależą od wykonywanej pracy. Zawód nauczyciela jest tylko pewnym udogodnieniem, a nie gwarantem dobrego samopoczucia. Można być znudzony i zrzędliwym nauczycielem i pełnym życia grabarzem. Poznałem wielu młodych starców i starych czujących się młodo. Świętemu Tomaszowi z Akwinu przypisuje się słowa, że „łaska buduje na naturze”. Mogę z ręką na sercu powiedzieć, że życie nabrało dla smaku w dniu, w którym uwierzyłem w Chrystusa. Czasami, gdy grzech przysłania mi postrzeganie świata, innych ludzi i siebie, znów wraca smutek, złośliwość, wulgarność i wiele innych przypadłości typowych dla człowieka z nieczystym sumieniem. Od czasu, gdy pierwszy raz, a miałem wtedy jakieś szesnaście lat, zwróciłem się do Chrystusa, cały mój świat uległ totalnej przemianie. Poczułem, że zacząłem żyć i cieszyć się każdym dniem. Co najdziwniejsze z pozoru nic się nie zmieniło. To, co było trudne, nadal takie jest, ale wiem, że z Nim wszystko jest możliwe. W sumie to nam to obiecał:
„Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię. Weźcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. Albowiem jarzmo moje jest słodkie, a moje brzemię lekkie»” (Mt 11, 28-30)
Z czasem rozumiem to coraz lepiej…