Motor do działania
Stwierdzam z pełnym przekonaniem, że fascynują mnie ludzie, którzy są w czymś dobrzy. To chyba mój kompleks, że nie posiadłem żadnej zdolności w stopniu bardzo dobrym, pcha mnie ku ludziom, którzy są mądrzejsi, sprawniejsi czy bardziej zaradni. Nie mam takich zdolności, bym mógł z pełnym przekonaniem stwierdzić, że osiągnąłem satysfakcję. Weźmy taką fotografię. Jasne, że są ludzie, którzy bez pochlebstw pod moim adresem twierdzą, że robię świetne zdjęcia. Lecz prawda jest taka, że osoby które coś w tej dziedzinie osiągnęły, nie zwrócą nawet uwagi na moją „twórczość”. Podobnie jest w innych dziedzinach, którymi się zajmuję lub interesuję.
Nie ma takiej dziedziny, bym mógł się poczuć swobodnie na tyle, by uczestniczyć w sposób nieskrępowany w dyskusjach na te tematy. Czuję się wtedy jak uczniak (z szacunkiem do moich uczniów) i wolę słuchać, dopytywać i wyciągać wnioski. Chyba zbytnio boję się kompromitacji. Jest we mnie wielka potrzeba rywalizacji, ale jeszcze większy lęk przed przegraną. „Ambitniak” ze mnie, nie ma co…
Mam wielki szacunek do ludzkich zdolności. Uwielbiam słuchać tych, co mają coś do powiedzenia, podziwiać uzdolnionych czy czytać tych, co mają coś do przekazania. Naturalnie to nie tylko bierna fascynacja. Gdyby tak było, byłby to dość niepokojący sygnał. Poznawanie tych ludzi, popycha mnie do działania. To nie tak, że gdy zobaczyłem zdjęcia takich mistrzów jak Mariusz Stachowiak, Bartosz Jastal czy Roman Koszowski, odstawiłem aparat i zaszyłem się w moim pokoju. Należę raczej do tego rodzaju ludzi, którzy napędzają się do działania, siłą czyjegoś zakręcenia. I nie ma większego znaczenia, że nie piszę jak Waldemar Łysiak, nie robię zdjęć jak Henri Cartier-Bresson, nie majsterkuję jak Adam Słodowy, nie gram w piłkę jak Robert Lewandowski, nie mam urody jak George Clooney, a w teologii nie jestem tak biegły jak kard Joseph Ratzinger. Najważniejsze, że czerpię z nich wzorce, nie po to by ich kopiować czy naśladować, ale po to, by nie zmarnować tych kilkudziesięciu lat na tym ziemskim padole, które ofiarował mi dobry Bóg.
To właśnie z fascynacji ludźmi i ich pasjami, powstał mój fotograficzny projekt „Light portrait”. I choć nie wzięły w nim udziału osoby z pierwszych stron gazet (tylko dlatego, że nie mam do nich numerów telefonów), to wszyscy ci, którzy zgodzili się nim uczestniczyć, zaimponowali mi na równi z tymi znanymi. Chociaż nie są tak znani, to jednak zdolności im nie brakuje. A tak nawiasem mówiąc, ma ktoś nr tel do Roberta Lewandowskiego?