Modernizacja Kościoła przez modernizację kościołów
Na jednym z portali społecznościowych, pewien znany polski fotograf zamieścił zdjęcie z jednego z łotewskich kościołów, w którym wydzielono specjalną strefę zabawy dla dzieci. To dość powszechny trend w Kościele Powszechnym. Jednak czy dobry?
Przez wiele lat myślałem, że tak. Jeszcze podczas studiów w Seminarium pomagałem kapłanom głoszących kazania na Mszy dla dzieci, w różnych scenkach. Nie ukrywam, że dobrze czułem się w tej roli, gdyż z dużą łatwością przychodziło mi ich odgrywanie i wymyślanie. Mam też wiele uroczych wspomnień, gdy dzieciaki wchodziły z nami w dialog. Uważałem, że tak należy robić i w tej formie jest przyszłość duszpasterstwa.
Z biegiem czasu moje poglądy uległy zmianie. Obecnie – i raczej tak zostanie – jestem przeciwnikiem osobnych Mszy dla dzieci, a już najbardziej bulwersują mnie osobne strefy dla dzieci, w których dzieci są zabawiane przez jakichś animatorów, podczas gdy rodzice biorą udział w Liturgii.
Pewna święta powiedziała, że na kolanach świętych matek rosną święci. Pełna zgoda, choć dodałbym, że i ojcowie powinni mieć w tym swój wkład. Od religijnego wychowania dzieci są właśnie rodzice, a w przypadku ich niedomagania chrzestni. Podczas chrztu dziecka, to właśnie rodzice zobowiązują się do wykonania tej trudnej misji. Dziś wielu rodziców zrobiło sobie wolne od tej roli. Nie zapominają jednak zwalić na Kościół (czyt. duchowieństwo i katechetów) winy za liczne odejścia młodych ze wspólnoty wiernych. Oczywiście jest w tym jakiś procent prawdy, wszak sam kilkadziesiąt lat byłem katechetą i nie potrafiłem wielu młodych ustrzec przed wyborem apostazji, co niech mi miłosierny Bóg wybaczy. Jednak należy stanąć w prawdzie i powiedzieć głośno, że kryzys Kościoła zaczyna się w domach, z których Boga zwyczajnie wyrzucono.
Nie uczymy od najmłodszych lat, że są chwilę i miejsca gdzie dziecko powinno dostosować się do nas, a nie my do niego. Przyklaskujemy, gdy dziecko jest rozbiegane i rozkrzyczane, wychodzimy z miejsc, gdzie naszym maluchom się nie podoba. Generalnie podporządkowaliśmy nasz świat dyktaturze nieletnich. Osobiście nie wystrzegłem się tych błędów. Opamiętanie przyszło zbyt późno. Lepiej jednak późno, nic wcale.
Mam pewne wnioski zrodzone z wielu lat obserwacji. Formacja oparta na emocjach, osobistych odczuciach, samozadowoleniu, zabawianiu i braku jasnych wymagań, prowadzi do odrzucenia wiary. Wielu moich byłych uczniów należało do wspólnot kościelnych, ale tylko nieliczni byli gotowi dać świadectwo swej wiary wobec rówieśników. Przytłaczająca większość zwyczajnie boi się reakcji otoczenia. Cóż, strach to rzecz ludzka, ale kiedy człowiek pierwszy raz odczuł strach? Gdy zaufał złemu, a nie Bogu (por. Rdz 3, 8-10).
Rodzice powinni uświadamiać dzieciom, że wiara to nie tylko zabawa, choinka i lampiony, ale również trud modlitwy, wierność nauczaniu Chrystusa i konieczność dawania świadectwa nawet za cenę wykluczenia, wykpienia, a nierzadko życia – jak ma to miejsce w krajach arabskich (np. Pakistan, Syria) , czy przesiąkniętych ideologią lewicową (np. Korea Północna, Chiny).
Nie mam wątpliwości, że młodzież jest gotowa do wielkich poświęceń i niesamowitej odwagi. Jednak, by tak się stało muszą uczyć się od rodziców takich postaw. Uczyć się, to znaczy nie tyle o tym słyszeć, co widzieć to w życiu rodziców. Jako ojciec i mąż, muszę w pierwszej kolejności zacząć od siebie, by pokazać najbliższym, że wiara jest ważna, a Bóg potrafi każdego zmienić. Nawet tak zatwardziałego grzesznika jak na.
Kilka razy udałem sie na tzw. Starą Mszę. Nie zauważyłem, by dzieci tam krzyczały, czy były odizolowane od rodziców. Widziałem natomiast, jak dziewczynka wieku może 9 lat recytowała wszystkie łacińskie modlitwy z pamięci i widząc moje zagubienie z niesamowitym wyczuciem podsunęła mi mszalik, bym i ja mógł brać czynny udział w Najświętszej Liturgii.
Co należy zrobić? Gdy jest kryzys, a niewątpliwie mamy z nim do czynienia, Kościół wracał do źródeł. Czy rewolucje liturgiczne zaszły za daleko. Z całą pewnością tak. Czy jednak nasza wspólnota, a szczególnie hierarchowie znajdą odwagę, by ów trend odwrócić? W to jakoś nie wierzę. Polska jest gdzieś po środku owych zmian. Dlatego widzę tu szansę. To co dzieje się na zachodzie w niczym już nie przypomina Najświętszej Ofiary. Pytanie, czy nasi biskupi zechcą pójść drogą np. Kościoła w Niemczech? Czy raczej powrócą do źródeł… Czas pokaże, a Bóg niech ma nas wszystkich w opiece.
Na koniec apel do rodziców. Niech nasze domy otworzą się na Chrystusa. Wróćmy do wspólnej modlitwy, czytania Pisma świętego. Zacznimy od siebie formację do żywego i świadomego przyżywania liturgii, a dzieci niech nam towarzyszą podczas Mszy Świętej. Nawet jeśli dziecko w wyniku młodzieńczego buntu porzuci wiarę, zawsze będzie miało w pamięci, że dla jego rodziców wiara była ważna, że starali się być lepszymi rodzicami, ze względu na Jezusa. Przecież większość z nas w młodości, sprzeciwiała się staremu porządkowi świata, by w dorosłym życiu przyznać rację swoim rodzicom. Najważniejsze, by ZAWSZE módlić się za nasze dzieci, a najlepiej z nimi…