Miłosny retusz
Znamy to z filmów, gdy jakaś bohaterka mówi rodzinie lub przyjaciółce, że zakochała się w pewnym mężczyźnie, a bliscy na to pełni zdumienia: co ty w nim widzisz?
Nie mam wątpliwości, że miłość idealizuje. To jak patrzenie na kogoś za pomocą programu do obróbki zdjęć. Jako mężczyzna, mam trudności z okazywaniem miłości, a nawet wyrażaniem opinii w tej kwestii. Jednak życiowe doświadczenie podpowiada mi, że przychylniej patrzymy na tych, których kochamy lub są nam bliżsi.
Uświadomiła mi to niedawno moja młodsza córka Justynka. No, może nie uświadomiła, co przypomniała. Dzieci, nim zakażą się sceptycyzmem dorosłych i zrażą się ich hipokryzją, najczęściej idealizują swoich rodziców. Szczególnie w oczach małych dzieci, wyglądamy na kogoś w stylu superbohatera.
Zdjęcie w tym wpisie najlepiej ilustruje to, co próbuję tu opisać. Justynka wpadła na pomysł stworzenia kukiełek do teatrzyku, które miały nas przypominać. Tak, nie mylicie się. Ten szczupły gość, elegancko odziany i krótko przycięty, to ja. A gdzie brzuch? Zapytają ci, którzy znają mnie osobiście? Wszak to najbardziej dominująca cecha z budowy zewnętrznej. Czyżbym wywierał presję na młodą, uzdolnioną artystkę? Nie było takiej potrzeby, bo tak jak rodzic idealizuje swoje dziecko, tak i dziecko przymyka oko na niedoskonałości, gdy czuje się akceptowane i kochane. Idąc po linii tak popularnej dziś ekologii, można powiedzieć, że przed światem zewnętrznym jesteśmy pełni barwników i konserwantów, a przed bliski i przyjaciółmi preferujemy czystą naturę.
Czy mimo nadmiaru kilogramów, jestem niezdolny do bycia dojrzałym rodzicem czy mężem? Oczywiście, że nie. Może stąd wzięło się powiedzenie, że każda potwora znajdzie swego adoratora. Miłość lubi sobie kpić z gustu, czego przykładem może być wybór jakiego dokonała moja żona. Pamiętam, jak przed wieloma laty pracując w kopalni, w niemal każdym warsztacie, widziałem plakaty pań lubiących podkreślać swoje walory zewnętrzne z pominięciem dyspozycji wewnętrznych. Wieszali je tam moi koledzy, bo uważali owe panie za swoisty ideał piękna, ale ich realne wybory różniły się diametralnie od tych z rozkładówek pism niedojrzałych dorosłych. Nie mówię, że ich żony czy dziewczyny były brzydkie, czy coś w tym stylu. Były zwyczajnie inne… Na tyle inne, by zawrócić im w głowie i nie musieć się rozbierać, by zwrócić na siebie uwagę.
Dobrze bym nie miał nadwagi, ale nie po to, by być lepszym ojcem lub bardziej kochanym przez żonę, ale po to by być zwyczajnie zdrowszym, a przez to dając sobie szansę na dłuższe przebywanie wśród tych, których kocham. Błędem byłoby jednak, gdybyśmy domagali się traktowania jak chodzące ideały, ale nie robili nic, by stawać się lepszymi.