Katolicyzm jeszcze dycha
Nasze liberalne media z wielką radością odnotowują coraz większą ilość apostazji w Kościele Katolickim w Polsce. Ze szczególną lubością podawane są dane o rezygnacji z lekcji religii. Praktycznie każdego dnia spotykam ludzi, którzy z niewzruszoną pewnością stwierdzają, że Kościół sam sobie jest winny takiego stanu rzeczy. Pół biedy, gdyby takie słowa padają z ust ludzi, którzy z naszą wspólnotą już nie mają lub nigdy nie mieli nic wspólnego. Najgorsze jest to, że sami katolicy, a wśród nich niemała liczba duchownych, podpisuje się pod tymi opiniami. Chciałoby się zapytać: a co ty zrobiłeś, by zmienić ten stan rzeczy? Kto wie, może i ja się przyczyniłem do takiego stanu rzeczy. Wiem, że sporo we mnie wad, co na pewno nie zachęca młodych do udziału w lekcjach i nie daj Boże, mogło to kogoś skłonić do odejścia z lekcji religii lub wspólnoty Kościoła. Jeśli tak było, to poniosę kiedyś tego konsekwencje (por. Łk 17, 1-2). Każdego dnia proszę Boga o wybaczenie, jeśli do takich sytuacji doszło.
Dziś z perspektywy wielu lat świadomego uczestnictwa w życiu Kościoła, mogę stwierdzić, że nie ma kogoś takiego, z powodu którego warto porzucić wiarę. Pewnie, że nie brakuje wśród nas takich, którzy zachowują się tak, jakby specjalnie chcieli ludzi zniechęcić do wiary w Jezusa. Znam wielu katolików, którzy są zaprzeczeniem wszystkiego, co związane jest z Chrystusem i Jego nauczaniem. Jednak swoje życie powierzyłem Bogu i to w Nim pokładam nadzieję. Czy jednak w obliczu ich grzechu, mam żyć tak jak oni, czy też raczej jeszcze mocniej strać się przylgnąć do Jezusa, który jest samym dobrem? Dla mnie odpowiedź jest jasna: „Panie, do kogóż pójdziemy? Ty masz słowa życia wiecznego” (por. J 6, 68).
Pragnę jednak przestrzec przed zbytnim triumfalizmem wszystkich, którzy głoszą upadek Kościoła. Wasze niedoczekanie – chciałoby się powiedzieć. Kościół będzie trwał do końca czasów, czyli do powtórnego przyjścia Jezusa na ziemię. Oczywiście kwestią otwartą pozostaje odpowiedź na pytanie, gdzie i ilu pozostanie ludzi wierzących w Boga, gdy to wszystko się stanie? Co to „katolickości” przyszłej Polski, nigdzie nie jest powiedziane, że wytrwamy w wierze, podobnie jak to, czy Polska będzie istniała za kilka lub kilkaset lat. Historia potwierdza, że religie, ideologie, a nawet mody miały swoje wzloty i upadki. Ostatnie kilkadziesiąt lat potwierdzają, że im bezpieczniej człowiek się czuje tu na ziemi, tym mnie spogląda w kierunku nieba. Z drugiej strony nic tak nie pomaga w otwarciu się na Boga, jak świadomość kruchości naszego życia i niepewność jutra.
Wielu niezbyt przychylnych katolikom komentatorów i historyków, postawiły już krzyżyk na Kościele w Europie Zachodniej. I rzeczywiście, gdy porównamy obecny stan Kościoła do tego sprzed kilkudziesięciu lat, to trudno odmówić im racji. Masowe apostazje, puste seminaria, zamykane klasztory z powodu braku powołań, świeccy lekceważący zasady moralne i dogmatyczne, wyburzane lub zamieniane na knajpy czy sklepiki kościoły, to tylko kilka z przykładów tego trendu. Jednak są znaki zapowiadające, że katolicyzm jeszcze dycha i można mówić o pewnym stały trendzie. Nagle okazało się, że rządy zachodnich krajów, sprowadziły na swoich obywateli wielkie zagrożenie w postaci agresywnego islamu. Codziennością stały się morderstwa na tle religijnym i gwałty. Do tego dochodzi otrzeźwienie po szeroko pojętej rewolucji obyczajowej, która zniszczyła piękno miłości, wynaturzając pojęcie rodziny i małżeństwa. Zachodnie społeczeństwa odkryły, że Państwo zostawiło ich w obliczu zagrożenia ze strony islamu i zobaczyło owoce owych zmian obyczajowych. Ludzie zaczęli szukać czegoś stałego i pewnego, co da im nadzieję w czasach chaosu. Nagle przypomnieli sobie o tym, że Europa została zbudowana na trzech filarach, a nie jak im wmawiano do tej pory, że na dwóch. Ich nauczyciele i liderzy odwoływali się z zachwytem do prawa rzymskiego, pomijając fakt, że starożytni Rzymianie złapaliby się za głowę, widząc, do jakich absurdów prawnych sprowadzono obecne kodeksy. Powołują się na filozofię grecką, dokonując jednocześnie rzezi na logice i wartościach transcendentalnych. A ów trzeci, przemilczany filar? To wiara chrześcijańska. Ta nie daje o sobie zapomnieć.
Zachwyciły mnie dwie informacje. Media odnotowują kolejny rok z rzędu wzrost liczby osób dorosłych przyjmujących chrzest w Kościele Katolickim. Fakt ten zdumiewa tym bardziej, że Kościół targany jest obecnie wieloma wewnętrznymi problemami, jak zbytnia „protestantyzacja” praktyk religijnych czy przesiąkającej do katolickiego nauczania trucizny modernizmu. Oto w Wielkiej Brytanii Kościół Katolicki powiększy się o kilka tysięcy nowych wyznawców – szczególnie młodych mężczyzn. Przykładowo w archidiecezji Westminsterskiej, chrzest przyjmie aż 500 osób. To jednak nie koniec. Nawet najstarsza córa Kościoła, powoli ożywa religijnie. We Francji, bo o niej mowa, w tym roku chrzest przyjmie 10 300 osób dorosłych i 7 400 nastolatków, co jest wynikiem lepszym o 45% w porównaniu z rokiem ubiegłym.
Dzięki Ci, Panie!