Jutro może my?

24 listopada 2021

Wpis ukazał się w piśmie „Głos o. Pio” Nr 6 (132) Listopad/grudzień 2021

Chociaż liczba uczniów biorących udział w zajęciach z religii maleje w zastraszającym tempie, pewne rzeczy się nie zmieniają. Gdyby zrobić swoisty ranking najbardziej popularnych tematów, życie pozagrobowe byłoby w ścisłej czołówce.

Jakoś tak jest, że wśród młodych ludzi nie ma rzeszy zainteresowanych życiem doczesnym według wskazań wiary. Jednak na pytanie: Czy chciałbyś być w niebie? odpowiedź zdecydowanej większości brzmi: TAK! Można nawet powiedzieć, że młodzi traktują ją jak swoistą oczywistość, ponieważ szczęście wieczne należy się człowiekowi niezależnie od jakości postępowania na ziemi. Inaczej mówiąc, czy się stoi, czy się leży, szczęście wieczne się należy. Tymczasem istnienie czyśćca jest argumentem za tym, że nie tak łatwo trafić do nieba, bo trzeba będzie pewne sprawy (jeśli nie tu, to tam) jakoś załatwić…

Wśród wielu symboli, do których mógłbym porównać Kościół w kontekście życia wiecznego, jeden z nich szczególnie do mnie przemawia. Są to naczynia połączone. W teologii mówi się o Kościele pielgrzymującym, cierpiącym i chwalebnym. Pielgrzymujący to my, żyjący tu, na ziemi. Cierpiący doświadczają stanu czyśćca, by wejść do nieba, gdyż podczas swej ziemskiej pielgrzymki nie odpokutowali za wyrządzone zło, chociaż umarli w stanie łaski uświęcającej. Natomiast na Kościół chwalebny składają się święci przebywający w niebie, gdzie jest tak pięknie, że „ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć, jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy Go miłują” (1 Kor 2,9). Chociaż nie widzimy ani tych w czyśćcu, ani tych pławiących się w szczęściu niebiańskim, to jednak mamy na siebie wpływ i możemy się wspierać, wypraszając konieczne łaski. Oczywiście tym ostatnim niczego już więcej nie potrzeba, co jednak nie oznacza, że pozostają on obojętni na nasz los. Ze względu na świętych obcowanie możemy prosić ich o wstawianie się za nami, nie stanowią oni bowiem hermetycznej grupy zamkniętej na innych i przekonanej, że im jest już dobrze, a reszta niech sobie jakoś radzi.

Dlaczego o tym mówię? Bo w Kościele jesteśmy za siebie odpowiedzialni nie tylko tu, na ziemi, ale nawet w wymiarze wieczności. Tak wygląda system miłości „połączonej”: my pomagamy duszom w czyśćcu poprzez akty pokutne, intencje mszalne czy liczne modlitwy i odpusty, a one (o czym Kościół wspomina w wielu pismach wybitnych teologów) wznoszą błagania do Boga za nami. Musimy pamiętać, że możemy znacząco wpłynąć na ich los.

Chrystus powiedział, że „wszystko więc, co byście chcieli, żeby wam ludzie czynili, i wy im czyńcie!” (Mt 7,12). Dziś oni są w potrzebie, a kto wie, czy jutro my nie będziemy na ich miejscu… Pewnie, że chciałbym być z Jezusem, ale wiem, że droga do Niego jest kręta i wyboista, a brama do Jego Królestwa wąska i mało kto podejmuje wysiłek, by się nią przeciskać (por. Mt 7, 13-14). Pewien pobożny i gorliwy w dziełach miłości wobec bliźnich mnich powiedział mi, że każdego dnia błaga, by chociaż mógł się uczepi skraju płaszcza Matki Bożej i dostać się po śmierci chociaż do czyśćca, bo wie przecież, że po cierpieniu tam doznanym trafi do nieba. Zatem nie ma „zmarnowanych” i „chybionych” modlitw, podejmujmy wysiłek, by ulżyć naszym zmarłym braciom i siostrom w czyśćcowych mękach. Nie trzeba wcale wiele, a na pewno możemy liczyć na ich wdzięczność i wstawiennictwo.

Inny mądry kapłan, który przed laty podjął się trudnego dzieła bycia moim kierownikiem duchowym, usłyszał ode mnie narzekania, że cierpię z powodu trudności w dotarciu do moich uczniów oraz nieumiejętności ostrzegania młodych przed wyborem złej drogi. Spokojnie mnie wysłuchał i powiedział, że trafia na podobne trudności, ale im jest ciężej, tym gorliwiej prosi swego Anioła Stróża o dogadanie się z ich aniołami, aby wpłynęli na swych „podopiecznych”. Sprawdziłem i potwierdzam skuteczność tej metody. Może warto w misji katechizowania skorzystać również z pomocy tych, którzy są w czyśćcu? Czymże są bowiem drobne umartwienia w porównaniu z ogromną rzeszą orędowników? My pomagamy im, oni nam i tym, na których nam zależy, byśmy wszyscy mogli spotkać się w niebie, gdzie nie będzie łez, smutku, cierpienia i śmierci. Przecież wśród osób pokutujących w czyśćcu wielu jest znajomych i krewnych moich uczniów, więc na pewno nie odmówią nam wstawiennictwa u Boga, dla którego nie ma rzeczy niemożliwych.