Epoka mistrzów

14 marca 2023

Żyjemy w czasach, w których zdecydowana większość pragnie uchodzić za mistrzów i autorytety. Wystarczy włączyć telewizor lub dowolny kanał internetowy, by nauczyć się gotować, wychowywać dzieci czy organizować święta z gwiazdami lub mistrzami. Nie ma znaczenia, że zdecydowana większość medialnych gwiazd w rzeczywistości nie błyszczy tak, jak się kreuje, ale nie chodzi o prawdę, lecz o lansowanie siebie.

Zapewne sam nie jestem od tego wolny, bo cóż innego robię teraz, jak nie kreowanie się na autorytet w danej dziedzinie… Proszę o wybaczenie, ale żaden ze mnie autorytet. Biorąc pod uwagę moją biografię, a każdy, kto mnie zna, zapewne to potwierdzi, w żadnej dziedzinie nie mogę uchodzić za autorytet. Łatwo jest krytykować polityków, sportowców, trenerów czy ludzi Kościoła, ale gdybym miał stanąć na ich miejscu, czy poradziłbym sobie lepiej? Czy wiem, co należy zrobić, by obniżyć inflację, przerwać spiralę nienawiści wśród ludzi albo zachęcić młodych, by postawili na Chrystusa? Nie. Stoję tu na przegranej pozycji. Można powiedzieć, że w każdej sferze życia jestem jak uczniak, a nie mistrz.

Jednak coś wiem. Przez lata zrozumiałem jedno: autorytetem można być tylko w jednej dziedzinie. Wyjaśnię to na przykładzie. Zdarzyło się to przed wielu laty, gdy świat był prosty, a ja mniej okrągły, bardziej sprawny, bez zmarszczek i siwych włosów. Raz w miesiącu wraz z kilkudziesięcioma młodymi chłopakami z całej Polski przyjeżdżaliśmy do Krakowa Olszanicy, by wziąć udział w dniach skupienia organizowanych przez kapucynów. Oprócz zakonnika prowadzącego rekolekcje uczestniczyli w nich również klerycy, wśród których pojawił się niejaki br. Robert, do dzisiaj żyjący w zakonie. Jedliśmy kolację i tak się złożyło, że siedział on przy naszym stole. Gwar był spory, ponieważ trwały gorące dyskusje na różne tematy, ale moją uwagę pochłonął pewien szczegół. Jedyną osobą, która się nie wymądrzała i nie chciała zaistnieć w młodzieńczej radzie mędrców, był właśnie br. Robert. Nie oznacza to jednak, że siedział obojętny i znudzony. Nic z tych rzeczy. Zachwyciło mnie jego ZASŁUCHANIE. Nigdy wcześniej ani później nie spotkałem człowieka tak chętnie i szczerze słuchającego innych. Było w nim coś tak niesamowitego, że wszyscy chcieli mówić, bo czuli się wysłuchani. Odzywał się tylko wtedy, gdy miał coś sensownego do powiedzenia w tematach, na których się znał. Wyjechałem z tamtych rekolekcji z przekonaniem, że kto jak kto, ale właśnie ten brat ma coś mądrego do powiedzenia. Czas pokazał, że się nie myliłem.

Uważam, że autorytet nie musi być znawcą wszelkich dziedzin. Dochodzę do wniosku, że im ktoś mniej wie, tym więcej mówi. Stało się to szczególnie widoczne teraz w dobie portali społecznościowych i globalnego zasięgu wszelkich wypowiedzi. Nie jest to, oczywiście, wina postępu technologicznego, tylko stworzonych przez niego możliwości nieograniczonego wypowiadania się na forum. Tak ujawniła się ignorancja wielu ludzi, którzy stracili wyczucie, że przez ujawnienie swoich wypowiedzi narażają się na śmieszność czy krytykę. To, co kiedyś było jedynie kompromitacją o zasięgu lokalnym, ograniczonym do rodziny lub znajomych, przybiera powoli formę globalnej katastrofy. Dzisiaj można powiedzieć wszystko, ale czy warto? Słucham każdej opinii, ale konkretnych odpowiedzi szukam u osób kompetentnych. Nie będę przecież szukał porady lekarskiej u wspomnianego br. Roberta, mimo że to bardzo mądry człowiek.

Wiedza to jedno, a świadomość własnych ograniczeń i niewiedzy to drugie. Gdy pracowałem w szkole, miałem tablicę korkową opatrzoną napisem: „Nie wiem, ale się douczę”. Przypinałem na niej kartki z pytaniami młodzieży, na które nie znałem odpowiedzi. Wisiały one tam do czasu, gdy potrafiłem udzielić sensownej odpowiedzi. Częstokroć w celu uzyskania potwierdzenia moich przypuszczeń lub fachowej wiedzy dzwoniłem do człowieka, który znał odpowiedź i udzielał jej młodzieży poprzez zestaw głośnomówiący. Nie wiem, czy było to profesjonalne, czy nie, ale wolę być szczery, niż strzelić piramidalną bzdurę, choć i takie mi się przytrafiały. Może dobrze się stało, że nie jestem już katechetą… Bóg to oceni, a  jak wiadomo jest jedyną Osobą, która zna się na wszystkim.

Tekst ukazał się piśmie “Głos o. Pio” (marzec-kwiecień 2023)