Dla pewnej czytelniczki

18 marca 2016

Gdy obiecuję mojej pięcioletniej córce, że puszczę jej bajkę, ta z iście kobiecą niecierpliwością chodzi za mną i wciąż mnie ponagla, bym to zrealizował. Dodaje przy tym ulubiony tekst na tę okazję:

„bo jak się komuś coś obiecuje, to trzeba to zrobić, bo nie ładnie obiecywać i tego nie zrobić, prawda?”

Trudno odmówić jej racji.

DSC_0430Dziś złożyłem komuś obietnicę, a zatem powinienem ją zrealizować.Odwiedziły mnie dziś dwie urocze absolwentki z IV Liceum. Na koniec naszej rozmowy wspomniałem, że zamknąłem swoje konto na pewnym znanym portalu społecznościowym. Po pierwszym szoku moich rozmówczyń, jedna z nich zapytała, czy inne strony też zlikwidowałem? Miała na myśli przeblyski.pl Odparłem, że nie, choć wahałem się czy tego nie zrobić, bo wątpię czy ktoś to czyta. Odpowiedziała, że ona czyta. Zachwycony ową statystyką czytelniczą, złożyłem deklarację, że to właśnie jej poświęcę dzisiejszy wpis. Skoro czymś niestosownym jest niedotrzymywanie obietnic, zatem piszę te słowa, dedykując je Asi (bo tak na imię ma owa czytelniczka).

Tylko o czym tu pisać? Może o tym, że Asia była błyskotliwą uczennicą? Tylko po co pisać coś, co wie ona i wszyscy, którzy ją znają. A może o tym, że związała się z pewnym walecznym i żywiołowym Adamem? Nie. To ma być wpis jej dedykowany, a zatem…

Najpierw trochę historii. Gdy pierwszy raz świadomie zawitałem w progi kościoła, miałem 16 lat. Szybko zostałem lektorem, gdyż piękno liturgii i pragnienie głębszego przeżywanie Ofiary Eucharystycznej sprawiło, że chciałem być blisko ołtarza. Poznawałem też bogactwo wielu wspólnot w Kościele. W ich szeregach było wiele wspaniałych i ładnych dziewczyn. Jednak coś mnie niepokoiło. Zastanawiałem się, dlaczego tak wiele pięknych dziewczyn, ubiera się jakby nosiły worki i koce. Nie wiem czy to moda, czy jakiś kaprys, ale wiele dziewczyn robiło wszystko by ukryć swe piękno nosząc za duże swetry i kiecki do kostek. Naturalnie nie pochwalam wersji mini, która był wtedy i jest dziś, ale czymś dla mnie nie pojętym było swoiste maskowanie i sprawianie wrażenie niedbałości o swój wygląd.

Przez wiele lat nie potrafiłem się z tym uporać. Dopiero gdy oglądałem jeden z programów publicystycznych, zobaczyłem elegancką kobietę, która brała udział w dyskusji o aborcji. Widząc ją pierwszy raz pomyślałem, że oto kolejna lewicowa feministka, która będzie bluzgać pod adresem katolików. Jakież było moje zdziwienie, gdy zabrała głos. Spokojnie i rzeczowo przedstawiła racje przeciwko zabijaniu dzieci nienarodzonych i nauczanie Kościoła w tej materii. Szybko gasiła swoich adwersarzy i doprowadziła do furii przedstawicieli lewej strony. Pokazała światu, że nie ma sprzeczności w byciu piękną i zadbaną kobietą, o ogromnej skromności, a jednocześnie być dumną z chrześcijaństwa i doskonale bronić wartości życia ludzkiego i nauczania Kościoła. Nazywa się Joanna Najfeld.

Wydaje mi się, że ów niepokojący trend w modzie katolickiej zmienia się, na korzyść płci pięknej. Asia z IV LO jest tego dobrym przykładem. Dziewczyna elegancka, zdolna, uśmiechnięta z delikatnym makijażem i bardzo elokwentna. Pokazuje swoim rówieśniczkom, że bycie katoliczką nie oznacza zacofania, braku gustu i wyglądu jak przysłowiowa mysz kościelna. Znam wiele takich kobiet, które choć wygląd mają na światowym poziomie, priorytety mają nastawione na Chrystusa. One pokazują światu różnicę, między tym, co prawdziwie piękne, a tym co wulgarne i wyzywające.