Bohater tygodnia: św. Faustyna Kowalska
Tydzień pełen wspaniałych wspomnień liturgicznych. Kogo wybrać? Mamy mojego ulubionego Franciszka z Asyżu, ale gdzieś tam w głębi serca skłaniam się ku dwom niesamowitym kobietom: Teresa od Dzieciątka Jezus i Faustyna Kowalska… Pisałem wcześniej, że mam sentyment do wszystkiego, co franciszkańskie. Zatem, czy wypada pominąć samego Franciszka? Wiadomo, że sam zainteresowany nie pogniewa się na mnie, że w tym roku pominę jego wspaniały żywot i skupię się na jednej z owych niesamowitych kobiet. W myśl zasady, że cudze chwalimy, a swego nie znamy, wybiorę kogoś naszego. Przed Wami siostra Faustyna Kowalska.
Faustyna to imię, które otrzymała w zakonie. W domu znano ją jako Helena Kowalska. Urodziła się 25 sierpnia 1905 roku we wsi Głogowiec jako trzecie z dziesięciorga dzieci państwa Stanisława i Marianny Kowalskich. Od najmłodszych lat pociągało ją życie w całkowitym oddaniu Bogu. Nawiasem mówiąc, dobrze jest wiedzieć, czego się chce w życiu i konsekwentnie zmierzać do tego celu. Ona to miała, chociaż pojawiały się trudności i załamania.
W wieku dziewięciu lat (1914 r.) przyjęła I Komunię Świętą. Edukację rozpoczęła, mając 12 lat i choć uczyła się dobrze, musiała zrezygnować ze szkoły, by pomóc swojej mamie w domu. Jako szesnastolatka, opuściła rodzinne strony i podjęła pracę służącej u bogatych rodzin w Aleksandrowie, Łodzi i Ostrówku. Jednak przez cały czas w jej sercu odzywała się tęsknota za życiem zakonnym. Z pewnymi obawami zwierzyła się swoim rodzicom, którzy jednak odmówili zgody, tłumacząc to brakiem finansów na tzw. wyprawkę, którą wnoszono z chwilą wstąpienia córki do zakonu.
Helena uznała, że zrobiła co mogła, a skoro spotkała się z odmową, postanowiła czerpać z życia na wzór jej rówieśników. W 1924 roku podczas imprezy tanecznej w Łodzi ukazał się jej umęczony i skatowany Jezus mówiący: „Dokąd cię cierpiał będę i dokąd mnie zwodzić będziesz?”. Pod wpływem tej wizji Helena postanowiła jak najszybciej wyjechać do Warszawy i nie informować rodziców o swojej decyzji. Nie miała sprecyzowanego planu, do którego zakonu się udać i ostatecznie zapukała do furty Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia. Przepracowała rok, by odłożyć trochę pieniędzy na wyprawkę i 1 sierpnia 1925 przekroczyła próg klasztoru, gdzie podczas obłóczyn (uroczystość ubierania habitu) przyjęła imię Maria Faustyna. 30 kwietnia 1928 złożyła swoje pierwsze śluby. Doświadczała różnych stanów mistycznych, czym zapewne wprawiała w zakłopotanie swoje przełożonej oraz spowiedników.
Wykonywała różne posługi, pracując w domach w Płocku, Wilnie czy Krakowie. Przez cały czas starała się być jak najbardziej zjednoczona duchowo z Chrystusem. Wiemy z jej „Dzienniczka”, który jest zapisem jej doświadczeń, że zmagała się z wieloma trudnościami podczas niektórych prac, jak chociażby w kuchni przy odlewaniu ziemniaków z wielkiego garnka. Nawet tak prozaiczne rzeczy polecała Bogu, prosząc o pomoc. Jej „Dziennik” daje nam poznać Faustynę nie tylko pod względem życia codziennego we wspólnocie zakonnej, ale również daje możliwość wniknięcia w jej głęboką, ufną i pełną miłości relację z Jezusem. Polecam każdemu tę niesamowitą książkę. To właśnie z niej możemy dowiedzieć się na temat jej najsłynniejszego objawienia.
22 lutego 1931 roku w płockim klasztorze, Faustyna doznała widzenia Chrystusa, który zlecił jej namalowanie obrazu zgodnego z tą wizją i obiecał, że ludzkość dozna dzięki niemu wielu łask. Ową wizję opisała w ten sposób: „Wieczorem, kiedy byłam w celi ujrzałam Pana Jezusa ubranego w szacie białej. Jedna ręka wzniesiona do błogosławieństwa, a druga dotykała szaty na piersiach. Z uchylenia szaty na piersiach wychodziły dwa wielkie promienie, jeden czerwony, a drugi blady. (…) Po chwili powiedział mi Jezus: „Wymaluj obraz według rysunku, który widzisz, z podpisem: Jezu, ufam Tobie. Pragnę, aby ten obraz czczono najpierw w kaplicy waszej i na całym świecie” (Dz. 47). I tak powstał bodajże najsłynniejszy obraz „Jezu ufam Tobie”.
Przełożone (co nie powinno dziwić) były raczej sceptyczne, co do wizji s. Faustyny. Jednak po pewnym czasie wyraziły zgodę, by namalować obraz na podstawie jej wizji. Skutek był taki, że Faustyna rozpłakała się stwierdzając, że piękno Jezusa, który się jej objawił, jest nieporównywalnie większe od tego z obrazu. Jednak jej spowiednik ks. Michał Sopoćko uspokoił ją i doprowadził do publicznego wystawienia obrazu, wygłaszając przy tym naukę o miłosierdziu Bożym. Autorem pierwszego obrazu był Eugeniusz Kazimirowski.
Wspomnienie liturgiczne s. Faustyny przypada 5 października.
Św. Faustyno, módl się za nami!