Bohater tygodnia: św. Berdnard z Corleone

13 stycznia 2025

Dziś o świętym jakby dla mnie szytym. Z kimś o takim charakterze mogę, się łatwo identyfikować. Oto przed nami Bernard z Corleone. Brzmi nieco… mafijnie, bo pochodził z tego samego miasta, w którym osadzono bohaterów książki, a później i filmu „Ojciec chrzestny”. Nasz bohater do mafii raczej nie należał, ale z przemocą miał już coś wspólnego.

Urodził się 6 lutego 1605 w Corleone na Sycylii. Nazywał się Filip Latino. Jego dom nazywano „domem świętych”, ponieważ jego ojciec znany był z wielkiego miłosierdzia, jakie okazywał potrzebującym. Oprócz tego atmosfera w rodzinie Filipa była przepełniona zdrową pobożnością. To wpłynęło na ja życie oraz jego rodzeństwa. Jeden z jego braci został nawet księdzem diecezjalnym. Filip również wykazywał szczególne nabożeństwo do Chrystusa ukrzyżowanego  i Matki Bożej, a także był wierny modlitwie i służbie bliźnim. Jednak ów pobożny obraz zniekształcał jeden „drobiazg”.

Filip był podręcznikowym przykładem choleryka. Bardzo łatwo wpadał w gniew i niestety miał skłonności do rozwiązywania zatargów z innymi poprzez pojedynki na szpadę. Ponoć był całkiem wprawnym szermierzem. Gdy miał 19 lat, dał się sprowokować przez niejakiego Vito Canino, który był najemnym zabójcą. Filip sięgnął po szpadę i w pojedynku poważnie zranił przeciwnika, który stracił ramię. Filip zyskał sławę jako czołowy fechmistrz całej Sycylii. Jednak owa sława nie przypadła naszemu bohaterowi do gustu, ponieważ nie mógł się pogodzić z faktem, że prawie zabił człowieka. Filip przez dłuższy czas ukrywał się w różnych miejscach, chcąc uniknąć kary za swój czyn. Jednak owo odosobnienie uświadomiło mu, że bać się powinien przede wszystkim sprawiedliwości Bożej. Tak rodziło się jego powołanie. Chcąc odpokutować za swój czyn, w dniu 13 grudnia 1631 roku, wstępuje do wspólnoty Braci Mniejszych Kapucynów, gdzie przyjmuje imię Bernard. Wiemy, że pracował w wielu klasztorach, choć ostatnie piętnaście lat spędził w klasztorze w Palermo. Wykonywał najprostsze posługi jak pomoc w kuchni czy pranie ubrań braciom. Nigdy nie szukał poklasku i zaszczytów. Był w tym, w czym bracia byli przemęczeni obowiązkami. Jego postawa, nie pozostała niezauważona, o czym można się było przekonać podczas zbierania świadectw do procesu przed jego beatyfikacją. Warto podkreślić jego ogromne nabożeństwo do Matki Bożej. W kuchni gdzie pracował, ustawił ołtarzyk ku Jej czci, a w święta Jej poświęcone przyozdabiał go kwiatami.

Br. Bernard słynął z umiłowania ubogich i chorych, którym zawsze chętnie służył pomocą. Podczas pobytu w jednym z klasztorów, potrafił chodzić po mieście z wielkim kociołkiem zupy, którą częstował biednych. Sam natomiast był nieugięty w licznych postach i umartwieniach. Jadał tylko twardy chleb. Nie szukał uznania i poklasku, a w chwilach, gdy klasztor odwiedzali znani i wielcy dygnitarze, Bernard znikał w klasztornych zakamarkach. Oczywiście przełożeni często pod posłuszeństwem nakazywali mu jedzenie lepszych potraw lub przebywanie wśród gości, ale zawsze wiele go to kosztowało i nie sprawiało radości. Czynił to jedynie ze względu na ślub posłuszeństwa.

Dziś zapewne ludzie nie zrozumieliby, jego umiłowania postów i pokuty, a trzeba podkreślić, że pokutował praktycznie przez cały rok. Na pewno wielu mu współczesnych uważało go za dziwaka, ale Bernard był w tym tak autentyczny, że w końcu każdy dostrzegał w nim ogromne dążenie do świętości. Jego pokutne i pełne służby życie ziemskie, dobiegło końca 12 stycznia 1667 w Palermo. Od samego początku, wszyscy byli przekonani o jego świętości. Beatyfikacji dokonał papież Klemens XIII w 1768 roku, a kanonizacji papież Jan Paweł II 10 czerwca 2001 r.

Jego wspomnienie liturgiczne przypada 12 stycznia.

Święty Bernardzie, módl się za nami!