Beskidy Ultra Trail (BUT) czyli o tym jak odebrać nadzieję

04 września 2021

Ostatni weekend sierpnia upłynął pod znakiem BUTa, czyli imprezy znanej pod nazwą Beskidy Ultra Trail. Od kiedy padłem na mózg i uległem namowom mojego przyjaciela, by spróbować tej formy rekreacji, BUT stał się obowiązkowym punktem moje biegowego kalendarza. Organizatorami są ci sami pasjonaci co Maratonu Górskiego Leśnik, a to już powinno wystarczyć za cały komentarz dla wtajemniczonych. Dla niewtajemniczonych zacytuję hasło ojca dyrektora:

„NIC CO ŁATWE, NIE CIESZY TAK BARDZO!”

Jak się łatwo domyśleć, będzie sporo potu, czasami  krwi i na pewno frajdy. Mimo, że Michał (wspomniany Dyrektor), zapewniał na odprawie, że dystanse od 10 do 50 są spokojnie do przebiegnięcia, nie dajcie się tak łatwo uwieźć jego czarowi. Najlepiej podsumował to jeden z uczestników biegu o trzycyfrowym kilometrażu, który z racji na kontuzję zszedł z trasy. Pochylony ze zmęczenia nad miską ciepłej strawy, w podniosłym nastroju wypowiedział takie słowa: „U Michała, nie ma biegów, które da się biegać”, po czym uśmiechnął się i zajął się pałaszowaniem posiłku.

Jeśli już mowa o dystansach, to mamy kilka propozycji: 10, 20, 30, 50, 75, 100, 140 i prawdziwego potwora o miłej nazwie Challenge. Ten ostatni, to ponad 300 kilometrów z limitem 85 godzin. Oczywiście trzeba w tym czasie zaliczyć praktycznie wszystkie najbardziej znaczące szczyty Beskidów. Nie wiem, co za ludzie robią takie rzeczy, ale z racji na ten ekstremalny wysiłek mogą liczyć na mój ekstremalny szacunek. Ja drugi raz wybrałem dystans zaledwie 30 kilometrów, choć przez kilka chwil przed zapisami miałem nawet pokusę na 50, ale dzięki Bogu zrezygnowałem. Gdyby nie ta wredna góra Skrzyczne, to może bym się szarpnął na większy dystans. Jednak świadomość zbiegania ze Skrzycznego, to dla mnie wystarczający zimny prysznic na wszelkie ambicjonalne wyskoki. Oczywiście mój przyjaciel i winowajca mojego biegowego szaleństwa, czyli Jacek zmierzył się z pięćdziesięcioma kilometrami i jak zwykle poszło mu wyśmienicie, co potwierdzał jego góralski uśmieszek, z którym przywitał mnie na mecie. Łatwość z jaką połyka kolejne kilometry zadziwiłby nawet kozice, a przecież ten gość ma tyle samo w metryce co ja… Z pozoru zwykły człowiek, odliczający kolejne dniówki do nędznej emerytury, ale gdy tylko zobaczy góry i w nozdrza zaciągnie tamtejsze powietrze, przeistacza się w szalonego kucyka gotowego do biegu przed siebie. Jego biegowa kariera od motorniczego do ultrasa, to wspaniała reklama biegów długodystansowych. Jednak dość o nim, wszak to mój blog…

„Mały” to ten duży. Wolontariusze to wielki atut tych biegów!

Dziękuję wszystkim wolontariuszom, w tym mojej córce i jej uroczej przyjaciółce

Tradycyjnie chciałbym napisać, że było rewelacyjnie, ale Skrzyczne dało mi znów popalić na zbiegach, co poskutkowało męczarnią przez ostanie 5 km trasy. Musicie wiedzieć, że trasa 30 jest bardzo malownicza, ale jej przebieg, to nie pomysł Michała tylko innego miłośnika Beskidów. Niestety nie cała trasa jest taka sympatyczna, bo finał zostawił dla siebie Dyrektor, a to oznacza, że lekko nie będzie. Szczególnie jeden odcinek dobrze oddaje Michałkowe podejście do zagadnienia biegów górskich. Puścił nas jakimiś chaszczami wzdłuż rzeczki, po czym wpadł na pomysł, by się przez nią przeprawić. Zatem wyznaczył szlak prawie pionowo w dół i kazał wspinać się na drugą stronę po równie stromym i śliskim podejściu na górę. Gdy już to zrobiłem i wybiegałem na łagodnie opadającą leśną szutrową drogę pomyślałem, że coś ten nasz Michałek wymiękł. Mój optymizm szybko się skończył, bo może po kilkuset metrach znów wstążki skręcały w jakieś krzaczory stromo pod górę i tak przez około kilometr. Choinki w zębach, nogi w jeżynach, płuca na wierzchu i trawa z racji na nachylenie stoku w zębach. Niech wystarczy gdy powiem, że 25 kilometrów, to była czysta przyjemność i prawdziwa zabawa, przy tym „cudownym” finale. Nie wiem jak oni wymyślają te trasy, ale jeśli kiedyś będąc w górach usłyszycie wrzaski i przekleństwa ludzi w krzakach na stromym stoku, to możecie z dużym prawdopodobieństwem założyć, że to uczestnicy biegów organizowanych przez tę ekipę. Zatem proszę nie wpadać w panikę i nie wzywać w takiej sytuacji pomocy. Chociaż warto wtedy przysłonić uszy swoim nieletnim pociechom, bo zasób tzw. brzydkich słów mogą sobie szybko wzbogacić.

Sama organizacja była na świetnym poziomie. Niczego nie brakowało, a entuzjazm wolontariuszy chwyta za serducho. W tym roku miałem dodatkową przyjemność spotkać w tym wolontaryjnym gronie moją córkę i jej przyjaciółkę. Dziewczyny szybko zadomowiły się wśród stałego grona organizatorów, a ci przyjęli je bardzo serdecznie, za co też jestem wdzięczny. Świadomość, że trzeba wstać około drugiej w nocy, by pójść do biura zawodów przed startem biegu o czwartej nad ranem daje poczucie, że bierze się udział w czymś wielkim. A widok śpiącej ze zmęczenia w aucie przyjaciółki mojej córki, jest czymś bezcennym. Można powiedzieć, że jedni męczą się, by zmęczyć innych. Nie wiem, czy ojciec Dyrektor ma zwyczaj sypiać, czy tylko knuje w głowie ślęcząc nad mapami gdzie by tu poprowadzić kolejny bieg, ale ja po takiej imprezie w roli organizatora, spałbym kilka dni. Gdy w pewnym momencie zobaczyłem obładowaną ciężkim plecakiem Kasię, która z czystej pasji robi zdjęcia powiedziałem, że mam szansę na cudowne zdjęcie i chętnie bym ją wyściskał, ale raczej nie pachnę zbyt pięknie, ona odparła, że pachnie równie atrakcyjnie, bo jest w górach już kolejny dzień. I gdy ma się świadomość, że tacy ludzie stoją za Beskidy Ultra Trail, to można liczyć, że będzie wspaniale. Z tego miejsca bardzo dziękuję każdemu kogo spotkałem i tym dziesiątkom innych, których nie spotkałem, a którzy tworzą tę imprezę. Już nie mogę się doczekać kolejnego spotkania. Ania, żona ojca Dyrektora, zapytała mnie czy przyjadę na kolejny bieg, który będzie już we wrześniu, usłyszała ode mnie zapewnienie, że tylko śmierć, kontuzja lub koniec świata (czyt. Paruzja) może wpłynąć, na zmianę moich planów.

Ogromnym atutem, o którym nie sposób nie wspomnieć, była obecność wspaniałych fotografów, którzy w niesamowity sposób potrafią oddać specyfikę i klimat takich biegów. Tradycyjne była Katarzyna Gogler, Jacek Deneka i Paweł Zając. Wpaść im w obiektyw to gwarant wspaniałej pamiątki. Koniecznie zobaczcie ich zdjęcia. Podaję linki do ich galerii:

Kasia:

https://www.facebook.com/media/set?vanity=KatarzynaGoglerFotografia&set=a.804490256895329

Jacek:

https://www.facebook.com/media/set?vanity=beskidyultratrail&set=a.2063747937127380

Paweł:

https://www.facebook.com/media/set?vanity=UltraZajonc&set=a.2975511992764861

Więcej informacji o Beskidy Ultra Trail znajdziecie na oficjalnej stronie i pewnym znanym portalu społecznościowym:

https://www.beskidyultratrail.com/

Namiary na pewnym portalu społecznościowym:

https://www.facebook.com/beskidyultratrail