A w listopadzie był „Leśnik”

02 lutego 2020

Poprzedni rok zakończyłem biegowo w Bielsku, udziałem w Zimowej edycji Leśnika. Chcesz dostać łomot, wylewać poty mimo mrozu, używać pod nosem słów, których normalnie unikasz i walczyć ze swoimi ograniczeniami? To Leśnik jest stworzony dla Ciebie. Nawet jadąc na bieg, nie wiesz czy dystans będzie taki jak dzień wcześniej i raczej nie spodziewaj się jego zmniejszenia. Ekipa znakująca trasę łatwo ulega pokusie w postaci przedzierania się przez jakieś chaszcze lub podchodzenia pod „kiepkę” o nachyleniu kilkudziesięciu stopni. Stali bywalcy wiedzą to doskonale, a nowi szybko się tego uczą. Dlatego albo się wraca na Leśnika, albo go unika.

Zbiórka w Bielsku w nowym miejscu, które mogło zwieść debiutantów. Po starcie zapuściliśmy się przez parkowe alejki, gdzie można było nawet spotkać pensjonariuszy jakiegoś domu wczasowego spacerującego z kijkami. To taka zmyłka i nie zdziwiłbym się, gdyby to byli umówieni statyści lub znajomi organizatorów odgrywający rolę jak to będzie łatwo. Słyszałem komentarze niektórych biegaczy, którzy śmiali się, że Michał zęby stracił, ale oni wiedzieli… Owe złudzenie miało długość kilkuset metrów po czym wszystko wróciło do normy, czyli góra, dół, góra, dół, góra, dół… i tak przez 30 kilometrów.

Gdybym napisał, że było łatwo, skłamałbym. Ale to jest sedno tego rodzaju zawodów. Mozolnie pniesz się na górę, by później z niej zbiegać, by po jakimś czasie ponownie włazić pod tę samą górę, chociaż z innej strony. Nogi bolą jak cholera, tchu brakuje, mówisz sobie po co? Ale idziesz w górę, bo biegi górskie są jak życie. Czasem musisz się sporo namęczyć i wydaje ci się, że zawsze masz pod górkę. Marzysz, by było łatwo, a gdy droga wiedzie w dół, okazuje się, że to wcale nie jest prostsze. Też jest ból, ale innego rodzaju. Wychodzi na to, że wciąż musisz walczyć. I tego uczą mnie biegi górskie. Może gdybym miał trzydzieści lat mniej na liczniku, skupiłbym się na czasach, rywalizacji i całej typowo sportowej otoczce, ale nie teraz. Teraz mam blisko 50 według metryki i każde wyjście z domu, nawet na kilkukilometrową przebieżkę, to jak sporty ekstremalne. Ale każdy bieg, to swoiste zwycięstwo, to kolejna wygrana bitwa o co? Jeszcze nie wiem, ale biegi górskie, to nie tylko wysiłek fizyczny, to także pewna forma metafizyki. Po tego rodzaju wysiłku, łatwiej mi znosić przeciwności w życiu codziennym czy odrzucić różne pokusy. Żałuję jedynie, że tak późno to odkryłem…

Po lewej Jacek, który mnie zainspirował do biegania. Przyjaźń to wspaniała sprawa!

Uderzyłem w podniosłe tony, co? Sam bym się o to nie podejrzewał. Co taki Leśnik czy inne biegi mogą zrobić z przyzwoitego człowieka. Bawi mnie myślenie o tym, co jeszcze kilka lat temu robiłem i jakie miałem plany. Obecnie cieszy mnie perspektywa dwukrotnego zdobywania Szyndzielni i wspinaczki na górę Stołów, której nawet nazwy wcześniej nie znałem. Miło jest zrównać się z kimś, kto pierwszy raz biegnie w takiej imprezie i utyskuje, że jak dotrze do końca, to obedrze ze skóry organizatora, a gdy przekracza linię mety i widzi uśmiechniętego Michała, zapomina o bólu i pyta, kiedy następny bieg. Z zewnątrz wygląda to jak jakaś sekta… Sam tak kiedyś pisałem o biegaczach w parku.

Chyba już wiem, dlaczego tak lubię dostawać taki łomot. Bo nie muszę przed nikim udawać. Startuję z końca stawki i kończę na końcu stawki. Po takim biegu śmierdzę jak koń, jestem uwalany błotem, z paznokciami u stóp odbitymi i do wymiany, odwodniony, wychłodzony i totalnie wyczerpany, ale SZCZĘŚLIWY, bo znam swoje ograniczenia. Nikogo z uczestników nie mogę czymkolwiek zaskoczyć, nie stanowię też dla nich żadnej konkurencji. Jestem ja i moje ograniczenia. Nie mam kompleksów, bo każdy uczestnik musi pokonać ten sam dystans, a że mi to zajmuje kilka godzin więcej… szczegół. Jedynie żal mi Jacka, który kończy zawody sporo przede mną i musi na mnie czekać. Nabijam się z niego, że czasami dłużej jedzie w góry, niż po nich biega, ale generalnie świetnie się dogadujemy. Czerpanie radości w obu przypadkach jest porównywalne. Najważniejsze, że najbliżsi wspierają mnie w tej pasji. Bieganie już mnie zmieniło. Poznałem wspaniałych ludzi, umocniłem przyjaźnie i co najpiękniejsze zaraziłem tym bakcylem moją żonę, która zmierzy się z Leśnikiem na wiosnę.

Wszystkim organizatorom dziękuję serdecznie. Bez Waszej niesamowitej roboty, nie mielibyśmy tak wielu powodów do radości. Jak tylko wystarczy sił, na pewno znów przyjadę, by zobaczyć co też Michał nam przygotował.